niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 1

    Głośny dźwięk budzika wyrwał mnie ze snu. Nie otwierając oczu, na oślep machałam ręką w okolicach szafki nocnej. Jakimś cudem udało mi się zrzucić zegarek na podłogę i nastała błoga cisza. Miałam ochotę przewrócić się na drugi bok i dalej spać, lecz wiedziałam, że dzisiejszy dzień zmieni wiele w moim życiu. Nawet nie wiedziałam jak bardzo przerośnie to moje oczekiwania.
      Po kilku minutach spędzonych w łazience zeszłam do kuchni, gdzie moi rodzice pakowali ostatnie rzeczy. Popatrzyłam na piętrzące się wszędzie stosy pudeł. Przeprowadzka to najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić dojrzewającej nastolatce. Może w moim przypadku też tak było, gdyby mnie tutaj coś trzymało, np. najlepsza przyjaciółka lub dobrzy znajomi. Nikogo takiego jednak nie było. Nigdy nie byłam specjalnie lubiana, ale miałam nadzieję, że w innym miejscu zacznę nowe życie, poznam nowych ludzi i będę ,,fajnym" człowiekiem. Z rozmyślań wyrwała mnie mama:
-Pati, zabrałaś resztę pierdołów z pokoju?
Pomyślałam o budziku, który leżał w częściach na podłodze. Westchnęłam cicho i  wróciłam na górę.   Pozbierałam wszystko i podeszłam do okna. Widok z niego to jedyne, czego będzie mi brakować.

    Podróż samochodem minęła mi błyskawicznie. Uwielbiam jeździć samochodem, ze słuchawkami na uszach, wtedy czuje się jakbym latała. Ostre hamowanie wyrwało mnie z rozmyślań. Staliśmy przed bramą dużego, przedwojennego, dwupiętrowego domu w którym zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Małe okienka na strychu przywodziły mi na myśl deszczowe wieczory z książką w ręce i herbatą u boku. Wiedziałam, że będzie to najczęstsze miejsce mojego przesiadywania i rozmyślań. Wybiegłam z samochodu nie czekając na całkowite otwarcie wrót i przecisnęłam się przez powstającą  w ogrodzeniu szparę.  Ze zniecierpliwieniem podskakiwałam czekając, aż tata wyciągnie klucz i będziemy mogli wejść do środka.  Szczęknięcie zamka wywołało u mnie dreszcze emocji, a moje oczy prawdopodobnie wyglądały jak koła młyńskie. Wywnioskowałam to ze spojrzenia rodziców, którzy zaczęli się ze mnie śmiać.
  Kiedy  w końcu weszłam do środka, zaniemówiłam z wrażenia. Po prawej była duża kuchnia połączona z jadalnią, przechodziło się przez nią do salonu z kanapami  i fotelami. Po lewej zauważyła biuro, dalej była łazienka, a naprzeciwko głównego wejścia-schody z piękną drewnianą poręczą. Szybko po nich weszłam i znalazłam się  w prawdziwym labiryncie poręczy, ścian działowych i  kominków.  Otworzyłam drzwi  do jednego z pokoików  i od razu wiedziałam, że będzie należał do mnie . Niebiesko-białe ściany i starodawne meble tworzyły w nim niesamowicie przytulną atmosferę. Rzuciłam plecak na ziemię, a odwracając się zauważyłam na suficie klapę prowadzącą na strych. Postanowiłam, że następnego dnia wejdę tam i  przyjrzę się mu dokładnie.
 
     Podczas kolacji wyjawiłam rodzicom swoje plany. Tata spojrzał na mnie uważnie i powiedział:
-Jesteś pewna, że to bezpieczne?
Spojrzałam na niego jakby właśnie spadł z choinki:
-Jakby było niebezpieczne, to raczej by tego domu nie sprzedawali, co? A poza tym, nie mam zamiaru tam prowadzić cyrku, tylko przejdę się ostrożnie i popatrzę…

      Nazajutrz rozstawiłam drabinę, którą, nie wiem skąd przyniosła moja mama i odchyliłam drewnianą klapę. Zapaliłam latarkę i nie wchodząc, rozejrzałam się po dużym, prostokątnym pomieszczeniu. Pod ukośnymi ścianami stała cała zakurzonych masa skrzyń i pudeł pozostawionych przez poprzednich właścicieli. To był dla mnie prawdziwy raj, uwielbiam szperać w takich rzeczach. Delikatnie stawiając kroki podeszłam do najbliższego skupiska gratów. Starłam kurz z wieka dużej, rzeźbionej skrzyni.  Wśród pięknych zdobień, pięknie wkomponowany widniał uchwyt do jej otwierania, ale nie chciałam ryzykować urwaniem go. Powoli odpięłam zatrzaski, zajrzałam do środka, wyciągnęłam garść papierów i zaczęłam je przeglądać. W większości były to listy miłosne, rachunki i telegramy. Czytałam je z zainteresowaniem, wiedząc, że spędzę tam dużo czasu, z którym i tak nie miałam co robić. Po wyciągnięciu wszystkich rzeczy, pomacałam dno w poszukiwaniu niezauważonych przedmiotów. Po chwili pod palcami poczułam rzeźbioną ramkę zdjęcia. Wydobyłam ją spod warstwy drobnych śmieci i przetarłam rękawem. To nie była tylko ramka. Za brudną szybką było czarno-białe zdjęcie przedstawiające młodego, może 17-letniego chłopaka. Roześmiany kopał piłkę przed domem. Zmarszczyłam brwi i przyjrzałam się dokładniej. To był mój dom!  Rozpoznałam nawet okienko, które po przyjeździe tak przykuło moją uwagę. Delikatnie wyciągnęłam fotografię zza szybki która ograniczała moją widoczność. Potarłam je kilka razy chcąc usunąć z powierzchni resztki kurzu. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że piłka drgnęła, ale uznałam, że to tylko moja chora wyobraźnia. Wtedy stało się coś, co zmieniło moje życie o 180 stopni.
       Przez zdjęcie przebiegło niemal niezauważalne drżenie, a przede mną zawirowały pyłki kurzu. Zaczęły robić się coraz jaśniejsze, aż w końcu odwróciłam wzrok, aby nie oślepnąć. Nagle blask zniknął , a ja powoli otworzyłam oczy  i osłupiałam. Na drewnianej podłodze leżał chłopak ze zdjęcia. Tak jakby. Zamiast sportowego stroju miał na sobie brudny, sponiewierany mundur wojskowy, masywne buty, a jego włosy postawione na jeża były pozlepiane jakąś mazią. Zrozumiałam co to, kiedy ujrzałam na jego klatce piersiowej dużą, czerwoną plamę. Wstrzymałam oddech z przerażenia. Powoli otworzył oczy i usiadł jak gdyby nigdy nic.  Spojrzał na mnie i wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił.
-Co ty tutaj robisz!?- Zawołał-Schowaj się, szykują nalot, tutaj jest niebezpiecznie!
Popatrzyłam na niego jak na idiotę:
-Ja tutaj mieszkam. Nie wiem o jakim nalocie bredzisz, ale powinnam natychmiast wezwać karetkę! Kładź się natychmiast!
Wyraźnie się zdziwił moją reakcją, ale natychmiast opadł na podłogę. Miałam zamiar sprawdzić jak  głęboka jest rana i czy w ogóle jest, bo mimo wyraźnego śladu po kuli i plamy krwi, chłopak zdawał się jej nie zauważać . Nie miałam zielonego pojęcia skąd on się wziął na moim strychu i to w takim stroju, ale ranny, to ranny, trzeba się nim zająć. Wyciągnęłam rękę chcąc odpiąć guziki munduru, lecz kiedy przeniknęła przez ciało, wrzasnęłam i odskoczyłam dobre półtora metra.

Mam nadzieję, że spodobała Ci się moja bazgranina i wpadniesz tutaj jeszcze kiedyś :) Jeśli tak, napisz o tym w komentarzu, bo to bardzo motywuje do pisania ;)

3 komentarze: