czwartek, 3 września 2015

Rocznica wybuchu I W.Ś./ Dzień Weterana




Wojna wybuchła 1 września 1939 po ataku III Rzeszy niemieckiej w porozumieniu z ZSRR. Pierwszy etap wojny, nazywany wojną obronną Polski lub tradycyjnie w piśmiennictwie kampanią wrześniową, rozpoczął o godzinie 4:40 nalot na WIeluń, przeprowadzony przez eskadrę 4 Floty Powietrznej feldmarszałka Wolframa von Richthofena, a zaraz po nim ostrzał Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte przez pancernikSchleswig-Holstein i agresja wzdłuż całej granicy niemiecko-polskiej zgodnie z dyrektywami ,,Fall Weiss,,.
W chwili wybuchu wojny Polska miała zawarty układ sojuszniczy z Francją z 1921 roku, układ sojuszniczy z Wielką Brytanią z 25 sierpnia 1939 roku oraz sojusz z Rumunią (obowiązujący jednak tylko w przypadku ataku ze strony ZSRR). Formalnie wojna nabrała charakteru światowego z chwilą wypowiedzenia jej Niemcom przez Wielką Brytanię i Francję 3 września 1939. Wraz z Wielką Brytanią do wojny przystąpiły Indie i główne państwa Wspólnoty Brytyjskiej (dominia brytyjskie): Australia i Nowa Zelandia (3 września), ZPA (6 września) i Kanada (10 września). Oficjalnie po stronie Niemiec do wojny nie przyłączyły się na tym etapie jednak ani Włochy, ani Japonia. Neutralność zachowały Węgry i Rumunia. Do niemieckiego ataku na Polskę przyłączyła się natomiast Słowacja.
Dzień Weterana – polskie święto obchodzone 1 września od 1997 roku, ustanowione przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej.W tym dniu Polacy oddają hołd obońcom Ojczyzny i wspominają wszystkich tych, którzy walcząc o Polskę zginęli na polach bitew.



Wybaczcie, że wstawiam to dopiero 3, ten post powinien pojawić się już przedwczoraj, ale oczywiście ja, jak to ja, nie sprawdziłam czy prawidłowo się opublikowało i wyłączyłam komputer, co poskutkowało wstrzymaniem publikacji... ;-; Dopiero dzisiaj weszłam i się zorientowałam, ale przy okazji trochę zedytowałam, bo wcześniej wyszłoby z błędami... :)

piątek, 28 sierpnia 2015

Święto Lotnictwa Polskiego

Święto Lotnictwa Polskiego –polskie święto wojskowe obchodzone corocznie 28 sierpnia na podstawie decyzji Ministra Obrony Narodowej z 1993 roku, podpisanej przez prezydenta Lecha Wałęsę. Jest to wspólne święto lotnictwa cywilnego, wojskowego oraz przemysłu lotniczego.
Święto obchodzone jest w rocznicę zwycięstwa kpt. pil. Franciszka Żwirki i inż. pil. Stanisława Wigury w międzynarodowych zawodach samolotów turystycznych Challenge w 1932r.

Święto lotnictwa obchodzono także w okresie międzywojennym. Początkowo, do 1931 roku, Dzień Lotnictwa Polskiego obchodzono 5 listopada, w rocznicę pierwszego lotu polskiego samolotu wojskowego w 1918, z załogą poruczników: Stefanem Bastyrą i Januszem de Beaurain.
Od 1932 lotnicze święto obchodzono w tym samym dniu co Święto Niepodległości, na rozkaz marszałka Józefa Piłsudskiego, który w związku z odsłonięciem Pomnika Lotnika w Warszawie w dniu 11 listopada 1932 ustanowił ten dzień Świętem Lotnictwa Polskiego.
22 sierpnia 1945 roku Naczelny Dowódca WP rozkazem nr 189 ustanowił dzień 1 września Dniem Lotnictwa Polskiego.
4 maja 1950 roku, Minister Obrony Narodowej rozkazem nr 28 zmienił dzień obchodów święta lotnictwa na dzień 23 sierpnia w rocznicę pierwszych walk myśliwców z 1 Pułku Lotnictwa Polskiego na przyczułku warecko-magnuszewskim w 1944.

sobota, 15 sierpnia 2015

Święto Wojska Polskiego



W okresie II Rzeczypospolitej Święto Żołnierza obchodzono dla upamiętnienia walk w obronie Ojczyzny toczonych w 1920 roku. Wybrano dzień 15 sierpnia, gdyż w tym dniu w 1920 roku w godzinach nocnych pierwsze oddziały 21 Dywizji Górskiej rozpoczęły forsowanie Wieprza pod Kockiem. Rozpoczęto w ten sposób słynną kontrofensywę, w wyniku której rozbito wojska rosyjskiego Frontu Zachodniego pod dowództwem Michała Tuchaczewskiego. Ustanowienie Święta Żołnierza sankcjonował prawnie rozkaz Ministra Spraw Wojskowych gen. broni Stanisława Szeptyckiego nr 126 z dnia 4 sierpnia 1923 roku. Podano w nim: Święto Żołnierza nie zostało nigdy anulowane żadnym aktem prawnym. Obchodzono je uroczyście w okresie II wojny światowej w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie i w Wojsku Polskim do 1947 roku. W następnych latach zaniechano jego obchodów i ustanowiono Dzień Wojska Polskiego (12 października) – upamiętniając w ten sposób chrzest bojowy 1 Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki pod Lenino. Jednak ten czyn zbrojny był jednym z wielu epizodów na szlaku bojowym żołnierzy polskich w latach II wojny światowej. Dla wielu Polaków nie był on akceptowany ze względów moralnych i politycznych. W środowiskach wojskowych i w kręgach kombatanckich, w tym również na forum Sejmu, wskazywano na potrzebę ustanowienia Dnia Wojska Polskiego w terminie akceptowanym przez Siły Zbrojne i cały naród. W latach 1990-1992 Święto obchodzono w dniu 3 maja, w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Ustawa sejmowa z dnia 30 lipca 1992 roku przywróciła obchody Święto Wojska Polskiego w dniu 15 sierpnia. Tegoż roku po raz pierwszy w dniu 15 sierpnia odbyły się centralne uroczystości z okazji Święta Wojska Polskiego przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie.

czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 11

,,-Idę po rzeczy, widzimy się pod klasą!- Kamil pomachał mi i zniknął w tłumie. Odwróciłam się z zamiarem przebicia się przez tłum do własnej szafki, ale drogę zastąpiły mi dwie dziewczyny."


Za kogo ty się uważasz!- Warknęła jedna. Miała gęste, brązowe włosy sięgające za ramiona, na twarzy mocny makijaż, a stroju, raczej nie dało się określić mianem skromnego. W tamtej chwili, żałowałam, że w naszej szkole nie obowiązują mundurki. Zawsze mi się podobały, a wtedy, jak najbardziej przydałyby się do zakrycia tego, co powinny.
-Nie masz prawa, zachowywać się jak ta najlepsza!- Dodała blondyna chwiejąca się na dziesięciocentymetrowych szpilkach. Ona przynajmniej miała lekki szaliczek osłaniający olbrzymi dekolt.
-Może powiecie jak ludzie, o co wam chodzi?- Westchnęłam wyczuwając jakieś dziesięć minut tłumaczenia jednego i tego samego. Brunetka aż się zagotowała.
-Dobrze wiesz, o co nam chodzi! I mówię jak człowiek!- Uniosłam brew, nie miałam pojęcia, o czym ona plecie.
-Tyle, co ja wiem, to to, że gadasz jak potłuczona- Odparłam i już miałam zamiar odejść, ale zatrzymała mnie wypowiedź blondyny:
-Zostaw Michała, bo i tak nie masz u niego szans!
To było tak absurdalne, że nawet nie chciało mi się do nich odwracać.
-A weźcie go sobie, ja nie mam zamiaru do nikogo zarywać! Adios!- Zawołałam przez ramię i ruszyłam dalej przez tłum. Jaki Michał? Jedyny chłopak, jakiego tutaj znam, to Kamil... Może mnie z kimś pomyliły? W końcu udało mi się dotrzeć do szafki, w starej szkole ich nie mieliśmy, więc było to dla mnie po części zupełnie nowe doświadczenie. Kiedy otworzyłam drzwiczki, na podłogę upadł świstek papieru. Dziwne, zawsze mam porządek w szafce, luźne kartki to rzadkość… Rozwinęłam papierek

Przepraszam za wczoraj, nie powinienem tak robić, zachowałem się głupio… Nie oceniaj mnie po tym jednym razie, proszę…
Michał  

Super…, Czyli kolejny problem…, Kim w ogóle jest ten Michał? Spojrzałam pytająco na Macieja stojącego obok, ale ten tylko pokręcił głową. Schowałam karteczkę do kieszeni, wzięłam książki od historii, zamknęłam szafkę i rozejrzałam się wkoło. Na szczęście, nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc szybkim krokiem skierowałam się w stronę sali historycznej. Podeszłam do Kamila, który stał z kilkoma innymi osobami pod drzwiami, czekając na nauczyciela. Nie chcąc przerywać rozmowy, stanęłam obok i otworzyłam książkę, aby nie sterczeć bezczynnie. Chłopak odwrócił się, położył mi rękę na ramieniu i przygarnął do tłumku.
-To jest Zuzia-Spojrzał na mnie z uśmiechem-A to Artur, Szymon, Igor, Monika i Maja- Wyliczył wskazując na wszystkich po kolei. Powoli zdjęłam jego rękę z mojego ramienia i dopiero wtedy spojrzałam na każdego z osobna. Pod koniec, napotkałam spojrzenie takk przepełnione nienawiścią, że gdyby wzrok zabijał, już dawno byłabym martwa. To były te same dziewczyny, które wcześniej mnie zaczepiały. Jeden z chłopaków, bodajże Artur, zaczął mówić coś o zawodach, które miały się odbyć następnego dnia. Po chwili poczułam szturchnięcie i spojrzałam na Kamila.
-Idziemy?- Zapytał cicho. W  sumie, piłka nożna nie interesowała mnie jakoś szaleńczo, ale Taki meczyk mógłby być miłą odskocznią od codziennej nudy. Maciej stanął w środku kółka i spojrzał mi w oczy.
-Też idę, to, że jestem duchem, to nie znaczy, że nie lubię sportu- Stwierdził poważnie, po czym się roześmiał. Dyskretnie mrugnęłam do niego i  weszłam do klasy, którą w międzyczasie otworzył nauczyciel.


-Tak jak  już mówiłem, projekty, które robicie w parach, będą ocenione, a najlepszy z nich zostanie wysłany do Gdyni. Autorzy pojadą na konkurs, naprawdę warto… macie dokładnie tydzień, więc lepiej weźcie się do pracy…- Historyk przechadzał się między ławkami, jak to miał w zwyczaju i przyglądał się uczniom.
- Temat, to Druga Wojna Światowa. Nie powiem wam, co dokładnie musi tam być. Sami zadecydujecie.-
Słysząc te słowa, Maciej odwrócił się od gazetki, której się przyglądał i szybkim krokiem podszedł do naszej ławki.
-Już wiem, jak mogę wam pomóc.-Oznajmił z uśmiechem.



piątek, 7 sierpnia 2015

Międzyczasy #6


Pewnie już się domyślacie, jakie będą dalsze losy naszych bohaterów, a jeśli nie... to ta piosenka powinna być wystarczającą podpowiedzią :D Kliknęłam w jakiegoś linka i się wprost w niej zakochałam <3

czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 10

,,Chlasnęłam go drugi raz i odeszłam . Za sobą słyszałam ciche szepty , ale nad nie wszystkie wybił się jeden:
-Niezła jest..."

 -Później, gdy Kamil pytał gdzie byłam, odpowiedziałam, że poszłam do łazienki umyć ręce upaprane korektorem-Zakończyłam
Maciek popatrzył na mnie milcząc
-Wiesz, że to ich nie powstrzyma, tylko rozjuszy…? -Odezwał się po dłuższej chwili.
-No właśnie wiem.- Jęknęłam opatulając się kołdrą pod szyję. Siedzieliśmy u mnie w pokoju odkąd okazało się, że strych nie jest tak –wodo i –deszczo szczelny jak się to wcześniej wydawało.
-Nie powinnam była tak robić… Poniosło mnie… No, ale cóż, zobaczymy jak to będzie. A schodząc na inny temat, chciałbyś iść ze mną jutro do szkoły?
Chłopak popatrzył na mnie zaskoczony.
-Po co?- Zapytał. Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam co odpowiedzieć Dopiero po chwili wyjaśniłam z lekkim wahaniem.
-No bo… Po prostu czuje się pewniej mimo świadomości, ze i tak nic nie będziesz mógł zrobić- jakkolwiek to nie brzmi- Zaśmiałam się ponuro.
-Dużo rzeczy mogę zrobić, po prostu tobie i tak to nie pomoże- Roześmiał się Maciek.
-Psychicznie? Owszem, pomoże.- Stwierdziłam wstając z łóżka- A w -razie czego, podszepniesz mi co mogę zrobić.

Głupi budzik. Po raz kolejny przez niego obudziłam się na podłodze. Chcąc- nie chcąc i tak musiałam z niej wstać, bo nie dosięgałam szafki nocnej. Podniosłam się z kołdrą na ramionach i zrzuciłam zegarek na podłogę. Rozbiła się szybka, oj, jaka szkoda. I tak musiałam kupić nowy z mniej denerwującym dźwiękiem. Nie miałam siły nawet oczu dobrze otworzyć. Nie chciało mi się nic, ale wiedziałam, że nie mogę sobie odpuścić dzisiejszego dnia… Coś miało się wydarzyć, czułam to.


-Nie sądziłem, że to wszystko się tak bardzo zmieni… Te wszystkie… pojazdy i cała masa technologii… kiedyś tego nie było… -Mruczał Maciek po drodze.
-No właśnie ,,kiedyś”- Stwierdziłam rezolutnie, kopiąc przed sobą kamień. Po którymś kopniaku z kolei wpadł w wielką kałuże z której nie chciało mi się go wyciągać, więc podniosłam wzrok i spojrzałam na bloki przesłaniające horyzont. ,,Kiedyś,, ich nie było… pewnie rósł tam las, albo rolnicy uprawiali swoje pola… Nawet w czasie deszczu wszystko było piękne, zielone, orzeźwiające, a teraz…? Jest szaro, przygnębiająco i mokro. 
-Może jednak lepiej było zostać w domu…- Burknęłam zakładając kaptur, znowu zaczynało padać…
-Nie ,,lepiej”, bo wtedy bym cię nie spotkał!- Usłyszałam za sobą. Nie musiałam się odwracać, wiedziałam, że to Kamil, ten charakterystyczny głos mogłabym poznać wszędzie.
-Powiedz mi, skąd ty bierzesz te teksty?- Zapytałam patrząc pod nogi.
- A co, takie fajne?- Zaśmiał się doganiając mnie truchtem.
-Chcesz pracować jako misjonarz?- Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem
-Co?
-Bo twoje żarty są tak suche, że pół Afryki byś wykarmił…
-Tak, a ty resztę!- Ktoś tutaj dostał głupawki…
-Wiesz, powtórzę się: ,,Twoje żarty są suche,,- Nastrój zaczął mi się udzielać
-Jak pięty Mojżesza!- Tego już było za wiele, zaczęłam się śmiać jak psychiczna, no, nie tylko ja. Kamil z zamkniętymi oczami chodził wężykiem po całym chodniku, a Maciek zwijał się w powietrzu, jakby coś go bolało.
-Ej, zaraz się spóźnimy do szkoły…- Wysapałam, próbując złapać oddech. Kamil też się trochę uspokoił i spojrzał na zegarek.
-Mamy 15 minut, szybko!- Rzucił się  biegiem do przodu rozpryskując kałuże na wszystkie strony. Spojrzałam rozbawiona na Macieja, a on wyszczerzył się do mnie i ruszył za Kamilem. Zostałam sama i ze śmiechem patrzyłam na biegnących chłopaków, poprawiłam plecak na plecach i podążyłam za nimi.

Chemia. Najnudniejszy przedmiot w szkole, jaki istnieje. W dodatku, kiedy ty wszystko rozumiesz, a najsenniejszy nauczyciel świata każe powtarzać wszystko po pisiont razy. Pan Eleven*  od piętnastu minut pytał jednego ucznia, a cała reszta praktycznie spała. Kamil leżał na ławce z głową w ramionach, ja wpół śpiąc patrzyłam na Macieja, który leżał na biurku nauczycielskim i gapił się tępo w sufit. Szumiący deszcz słyszalny przez jedno, jedyne, uchylone okno, dopełniał obrazu śpiączki. Przenosząc wzrok na szyby, po których wartko płynęły strugi wody, pomyślałam, że dzisiaj na przerwach raczej będziemy mogli zostać w budynku… Zazwyczaj  nauczyciele dyżurujący wszystkich wyganiali na zewnątrz, ale, tym razem chyba zrobią wyjątek…
      Zacinający się dzwonek bez ostrzeżenia zadzwonił na korytarzu wyrywając nas z stanu przypominającego drzemkę. Nie było tak, jak po innych lekcjach, nikt nie rzucił się do drzwi z przygotowanym wcześniej plecakiem. Wszyscy przecierali oczy, leniwie zamykali zeszyty, lub dopiero się budzili. Szturchnęłam Kamila przysypiającego na ławce i sama zaczęłam się pakować. Kątem oka zauważyłam jak Maciej zeskakuje z biurka i kieruje się w naszą stronę. Kiedy wstałam z zapiętym plecakiem, stał już przy naszej ławce.
-Zapomniałem, że to wszystko może być takie nudne…- W odpowiedzi uśmiechnęłam się ukradkiem i mrugnęłam do niego. Dobrze, że się nie zapomniałam i nie zaczęłam normalnie mówić, bo ktoś mógłby coś zauważyć. Zasunęłam krzesło i ruszyłam za chłopakami ku wyjściu z sali.
-Idę po rzeczy, widzimy się pod klasą!- Kamil pomachał mi i zniknął w tłumie. Odwróciłam się z zamiarem przebicia się przez tłum do własnej szafki, ale drogę zastąpiły mi dwie dziewczyny




*To nie ma żadnego związku z samą jego postacią, po prostu oglądałam u  niego FNAF’a podczas pisania tej części rozdziału i zastanawiałam się jakie dać nazwisko nauczycielowi  XD

Nie było komentarzy, no ale cóż... Może to zachęci was do udzielania się tutaj ;-;

środa, 5 sierpnia 2015

Międzyczasy #5

Witam Was, Milordy, tak na luzie chciałabym się zapytać, czy znacie może jakieś blogi, opowiadania? A moze sami je prowadzicie? Jesli tak, dajcie linki w komentarzach na dole :D Mam ochotę coś poczytać, ale nie mam nic ciekawego... No a kolejny rozdział TUTAJ, jest napisany, ale wrzucę go, jesli pod odpowiednim,  wcześniejszym postem będzie 5 komentarzy :3

niedziela, 2 sierpnia 2015

Liebster Blog Award

Kinia, dzięki za pytania :D

1. Dlaczego założyłaś bloga?
2.Kto cie motywuje?
3. Kto wiem o twoim blogu? (znajomi, rodzina)
4. W czasie pisania rozdziałów musisz mieć włączoną muzykę?
5. Jakie muzyki lubisz słuchać?
6. Denerwuje cię przeszkadzanie w trakcie pisania?
7. Długo zajmuje ci pisanie?
8. Zamierzasz prowadzić jeszcze jakieś blogi?
9. Jak długo będziesz go prowadziła?
10. Jaka jest twoja ulubiona postać?


Ja serwuję odpowiedzi:

1. Czytając naprawdę wiele innych fanfiction, nasunęły mi się dwa wnioski: Po pierwsze, w każdym z nich jest tak, że osoba o której ono jest (np. Jaś bo o nim jest dużo ff), zakochuje się w głównej bohaterce, są razem, całują się, zdradzają i wgl. Po drugie, znalazłam tylko jedno opowiadanie o Rembolu i stwierdziłam, że to niedopuszczalne XD Nie mogąc o nim czytać, zaczęłam pisać i to coś, w czym nie ma ani grama flirtów itd. Po prostu zaczęłam tworzyć to, co sama czytałabym najchętniej.
2.Motywują mnie w sumie tylko komentarze, których zresztą ostatnio praktycznie nie ma, dlatego tak zaniedbałam bloga.8
3. O tym, że coś pisze, wie tylko kilku najbliższych znajomych, z rodziny to tylko mama wie, ale nie czytała (na szczęście, bo dziwnie bym się czuła :P)
4.Koniecznie
5.Lubię raczej mocne kawałki czyli takie zespoły jak: ,,Amon Amarth",,AC/DC",,Sabaton" a z lżejszych ,,Imagine Dragons"
6.Zazwyczaj piszę w nocy w swoim pokoju więc o przeszkadzanie trochę trudno, ale w sumie to chyba nie robi mi większej różnicy.
7. Jeden rozdział nawet cały wieczór czyli jakieś 2-3 godziny, ale luźniej, z przerwami na pohuśtanie się na krześle albo popisanie ze znajomymi.
8.Raczej nie, bo z jednym się nie wyrabiam, to co dopiero z większą ilością!
9.Aż mi się nie skończą pomysły na pewne przygody,a w pewnym miejscu do którego wysyłam bohaterów, raczej o nie nie jest trudno... A jeżeli jednak się skończą to przeniosę ich w całkowicie inne miejsce i zacznie się od nowa :D
10. Trudno mi jest odpowiedzieć na to pytanie, mimo, że mamy tutaj tylko kilka osób, ale obstawiałabym oczywiście Maćka i... Kamila, bo czemu nie :)

Nominuję:
W świecie, gdzie istnieją bogowie, nikt nigdy nie jest bezpieczny
Bo gdy się żyje, czuje się ciepło drugiego człowieka wśród chłodu innych ludzi

Pytanka też serwuję i to chyba nietypowe. Czemu? Bo mogę!
1.Twoja ulubiona pora roku to… (i dlaczego)
2. Jesteś sobą czy zakładasz maski?
3. Jak sądzisz, czy jesteś dobrym człowiekiem?
4. Wyobraź sobie, że jesteś owocem. Jakiego smaku i koloru sok można z Ciebie wycisnąć?
5. Wypoczynek nad morzem, czy w górach?
6. Twoja wymarzona praca to…
7.Czy czujesz satysfakcję z prowadzenia bloga? 
8.Czy w powieści czasami wzorujesz się na czymś z realnego życia?
9.Jakiego bohatera książkowego najmniej polubiłaś do tej pory? (Z innej książki)
10.Jakie 2 ukochane przez Ciebie książki mi polecisz?

sobota, 1 sierpnia 2015

Powstanie warszawskie

Korzystając z okazji, że udało mi się ruszyć to ciężkie dupsko i wrzucić przypomnienie o Powstaniu Warszawskim, chciałabym dodać kilka słów wyjaśnienia... No nie ma tych rozdziałów i nie ma, choć już obiecywałam, że będą regularnie,ale jestem osobą tego typu, że coś zacznę i nie umiem tego skończyć, bez odpowiedniej motywacji. Teraz do tego nie było mnie przez dłuższy czas, no i mama nie pozwala mi już wgl brać laptopa do pokoju, więc ciężko...Jeśli chcecie następne rozdziały, to wykmińcie mi tutaj jakieś 5 komentarzy, żebym wiedziała, że nie piszę sama dla siebie. Jak wam się uda, to się wezmę do pracy i jeszcze tego samego dnia postaram się wrzucić rozdział. I niech to będzie taki wyznacznik. dodaję next, po określonej liczbie komentarzy pod poprzednią częścią :)

środa, 10 czerwca 2015

Międzyczasy #3

Tak, tak, wiem, rozdziału nie ma od dawna, ale naprawdę nie mam kiedy go napisać ;_; i chyba zmniejszę częstotliwość prawidłowego wrzucania do jednego na tydzień, bo i tak się nie wyrabiam 2 razy :( Teraz jeszcze byłam na Lednicy, koniec roku i wgl... Ale wakacje za pasem więc więcej czasu będzie  ;) A tutaj macie nutkę, która chodzi za mną od dawna i (o dziwo) jeszcze mi się nie znudziła..; <3






czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 9

,,Weszłam do środka i ze spuszczoną głową ruszyłam do sali chemicznej, trzeba było przejść pod tymi badawczymi, oceniającymi spojrzeniami. Brrr… Okropność. Kiedy dotarłam do celu, wydało mi się, że mogę odetchnąć z ulgą. Nie było mi to jednak dane, bo w tej samej chwili poczułam czyjeś ręce na mojej talii."


Ziemia momentalnie uciekła mi spod nóg i po chwili wisiałam bezwładnie na ramieniu Kamila. Waliłam go pięściami po plecach, ale nawet nie zareagował.
-Kamil Cwelu! Idioto, postaw mnie, ty Zjebie!- Nic. W końcu stwierdziłam, że ucieknę się do bardziej drastycznych środków. Dyndając głową w dół połaskotałam go pod żebrami. Ani zipnął, w ułamku sekundy nogi się pod nim ugięły i wylądował na ziemi z głośnym łupnięciem, a ja na nim, zgodnie z prawami fizyki. Śmialiśmy się jak opętani, on już całkowicie bez tchu, bo wydusiłam z niego całe powietrze. Zepchnął mnie w końcu na podłogę, podniósł się i z uśmiechem wyciągnął do mnie rękę.
-Miłe powitanie- Fuknęłam wstając o własnych siłach.
-Z pewnością nikt cię już nie zignoruje-Stwierdził z dumą. Otrzepałam się i poszłam w stronę klasy. A krok w krok za mną, kto? Kamil.
-Przynajmniej miałaś wielkie wejście- Upierał się z nutką przekory. Słysząc te słowa prychnęłam starając się powstrzymać uśmiech.

     Siedziałam w ławce opierając się ramieniem o ścianę i usiłowałam skupić się na słowach nauczyciela. Jednak w mojej starej szkole temat Prehistorii był tak oklepany, że znałam go na pamięć. Po chwili moją uwagę zwrócił Kamil, który z niebywałym zainteresowaniem ganiał długopisem mrówkę chodzącą po blacie. Uśmiechnęłam się pod nosem i przesunęłam piórnik, aby miał większe pole manewru. Nie chciałam zwracać na siebie zbytniej uwagi, więc przesunęłam wzrok gdzieś w okolice tablicy.
-Jak wiecie, nie lubię lekcji organizacyjnych, dlatego dzisiaj mieliśmy normalny temat-Mówił nauczyciel-Dobiorę was w pary i na piątek wykonacie referat.
No super… Znowu będę musiała być z kimś, kogo absolutnie nie znam… Rozwinęłam karteczkę podsuniętą przez historyka. Laura… Hmm… Rozejrzałam się i zauważyłam jak jedna z dziewczyn marszczy czoło przyglądając się swojemu losowi. Genialnie, typowa lalusia… Nagle Kamil zabrał mi karteczkę i bez chwili zastanowienia podszedł do owej dziewczyny. Zaczął jej coś gorliwie tłumaczyć gwałtownie gestykulując rękoma. To samo zrobił z jakimś przystojnym blondynem, po czym wrócił do ławki.
-Jesteśmy razem w parze- Oświadczył z uśmiechem. Uniosłam jedną brew
-A może ja chciałam być z kimś innym?- Pokazałam ręką na klasę. Mina mu zrzedła, a ja nie byłam w stanie zachowywać kamiennej maski i wybuchnę łam śmiechem.
-Jasne, że nie chciałam!- Zawołałam dając mu sójkę w bok-Jesteś jedyną osobą, jaką znam…- Mrugnęłam- A nauczyciel nie ma nic przeciwko?
Chłopak zbył sprawę lekceważącym machnięciem ręki- On nie zwraca uwagi na to, co ja robię- Wyjaśnił, a ja powoli pokiwałam głową ze zrozumieniem.

 Po dzwonku wszyscy wysypali się z klasy jak na wyścigi. Tylko my poczekaliśmy i wyszliśmy tuż za nauczycielem chcąc uniknąć tłoku.
- Mamy tydzień , kiedy zacz… - Zaczął Kamil , ale urwał patrząc na zbliżającą się do nas grupkę barczystych chłopaków. Coś mi się wydawało , że byli z drużyny futbolowej … Dwóch stanęło po bokach , a trzeci podszedł do Kamila
- Dawaj hajs , Skurwielu – Warknął , bez patyczkowania się . Chłopak przełknął ślinę i usiłując zachować spokój , odparł drżącym głosem – Nie mam … - Zaraz po tych słowach , dostał tak w żebra , że zgiął się w pół .
- Jak to nie masz ?! – „Sportowiec ’’ popchnął Kamila na ścianę , a kiedy ten wylądował na podłodze nie mogąc utrzymać równowagi kopnął go w brzuch.
-Módl się , żebyś jutro miał ! – Splunął jeszcze i odszedł ze swoimi kumplami. Do teraz unieruchomiona przed dwóch mięśniaków , uklęknęłam przy chłopaku i pomogła mu wstać .
-Żyjesz? – Zapytałam otrzepując go z piasku.
- Nie jestem pewien … - Odparł próbując złapać oddech.
- Ci idioci zawsze tak robią ? – Upewniłam się .
- Zazwyczaj – Jęknął cicho – I nie tylko mi …

Po następnej lekcji wymknęłam się szybko z klasy i wybiegłam na boisko. Poprawiłam włosy i skierowałam się w stronę znajomych mięśniaków , których wypatrzyłam chwilę wcześniej . Starałam się wyglądać jak najładniej , nigdy mi to nie wychodziło , ale cóż … W tym przypadku wystarczyło . Podeszłam do najbardziej napakowanego , tego który wcześniej nas zaczepił . Robiąc słodkie oczka zaszczebiotałam:
- Wiesz co , to co zrobiłeś na  tamtej przerwie , było takie … męskie …- Jednocześnie palcem pokazałam mu , że ma się do mnie nachylić . Nadstawił policzek , najwyraźniej w oczekiwaniu na całusa , ja jednak zamachałam się i z całej siły go uderzyłam , aż zaświszczało.
-To za Kamila –Stwierdziłam zimnym głosem – a to za innych – Chlasnęłam go drugi raz i odeszłam . Za sobą słyszałam ciche szepty , ale nad nie wszystkie wybił się jeden:
-Niezła jest…

 Uff, z lekkim poślizgiem, ale mamy 9 ;) Następny dopiero w środę, bo na niedzielę nie mam kiedy napisać... ;(

niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 8

,,-Nie ma za co-Odparł z uśmiechem-A tak w ogóle to Kamil jestem.
-Zuza-Darowałam sobie komentarz o innym imieniu i powoli ruszyłam do wyjścia. Cóż, nie zapowiadało się na to, żebym szła sama…
-Przeprowadziłaś się tutaj niedawno, co nie?- Hm… Na zbytnią ciszę też nie mogłam liczyć"

-Tak jakby…- Mruknęłam niechętnie, otwierając drzwi. Nie chodziło mi o to, że nie chciałam z nim gadać, tylko bałam się, że zaraz wykręci mi jakiś numer. Przyspieszyłam kroku, ale chłopak chyba nie miał zamiaru odpuszczać.
-Gdzie mieszkasz? – Pytał dalej niezrażony oschłym tonem moich wypowiedzi. Machnęłam ręką, w jako-tako odpowiednim kierunku.
-Mam trochę w przeciwnym kierunku, ale z przyjemnością cię odprowadzę.-Stwierdził chłopak z szerokim uśmiechem i ruszył do przodu. Koniec końców podreptałam za nim, bo czy miałam inny wybór? W sumie, to całkiem sympatyczny z niego gość…
-A, co w tym przyjemnego?- Zapytałam. Spojrzał na mnie dziwnie, ale po chwili jego oczy błysnęły zrozumieniem.
-Jesteś inna, niż reszta dziewczyn… Taka… Normalniejsza!- Roześmiał się cicho.
-No dzięki!- Zawołałam z udawanym oburzeniem-A one, co, nienormalne!?
-Plastikowe- Stwierdził ze śmiertelną powagą. Tym razem, to ja nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Pół godziny przegadaliśmy o wszystkim i o niczym. Nim się obejrzałam, staliśmy pod bramą mojego domu.
-A tak w ogóle, podasz mi plan lekcji? Też jesteś w Ia, nie? -Poprosił na koniec.
-Spoko, nie ma sprawy… A dlaczego cię nie było jak nauczycielka rozdawała?- Zapytałam wyciągając zeszyt z torby.
-Czasami… Chodzę własnymi drogami…- Chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
-Nie będę wnikać… Stwierdziłam robiąc zdjęcie rozkładowi.

  Pomachałam na pożegnanie przez ogród i zamknęłam drzwi. Z ulgą rzuciłam buty gdzieś w kąt i zajrzałam do kuchni. Rodziców nie było tak, jak rano zapowiedzieli, ale na stole leżała kartka.
,,Żeberka w lodówce, wrócimy w nocy, Mama”
 Nie byłam głodna, ale sprawdziłam dla pewności i zawlekłam swój tyłek na górę. Zahaczyłam tylko o mój pokój, aby zmienić sukienkę na luźne dresy i rozstawiłam drabinę. Maciej pewnie siedział na strychu, bo w pokoju nie było po nim śladu. Odrzuciłam go studiującego dziennik, który poprzedniego dnia zostawiłam otwarty.
- I co, wymyśliłeś coś?- Zapytałam siadając obok.
-Nic, westchnął chłopak spoglądając na mnie smutno. –A jak w szkole?
-Ujdzie- Stwierdziłam- Prawie nikt się mną nie zainteresował, tylko jakiś Kamil, ale wydaje się być spoko…
-No widzisz- Uśmiechnął się Maciej- I po co ci było się tak stresować?
-Cichaj tam- ofuknęłam go z rozbawieniem-Jutro też jest szkoła… I to już bez biletu ulgowego…

 Byłam w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nie widziałam nawet własnego nosa, dopiero gdy mój wzrok przyzwyczaił się do mroku, zobaczyłam mały, jasny kwadracik. Ruszyłam w jego stronę szybkim krokiem. Podłoże ciamkało mi pod trampkami, gdy przyspieszałam. Robiło się coraz jaśniej, a ja zaczęłam biec, czując lęk, jakby coś mnie goniło. Nagle zrozumiałam, że ów kwadracik to tak naprawdę drzwi, a lepka maź w którą z każdym krokiem zapadam się coraz bardziej to krew. Moje przerażenie sięgnęło zenitu, gdy wpadłam po pas w błotnistą ciecz. Zabulgotało, zasyczało i wszędzie zaczęły się pojawiać różne postacie. Wszyscy znajomi-rodzina,  sąsiedzi, nauczycieli- w wersji zombistycznej* zbliżali się do mnie powoli. Gdzieś po lewej stronie powstało zamieszanie. Maciej i Kamil przedzierali się przez tłum zakrwawionych trupów. Już prawie udało mi się złapać ich wyciągnięte doi mnie ręce, gdy czerwona maź pochłonęła mnie całkowicie.

 Obudziłam się zlana potem. W mroku  majaczyły sylwetki mebli i różnych przedmiotów. Usiadłam w pościeli i zapaliłam lampkę nocną. Zegar ścienny wskazywał trzecią w nocy. Rozejrzałam  się po pokoju i napotkałam  spojrzenie Maćka
- Co jest? – zapytał zaspanym głosem .
-Nic.. Ja… Myślisz, że koszmary się spełniają?
Chłopak sapnął ze zdumieniem i momentalnie się wyprostował.
-Co ci się śniło?
Opisałam jak najdokładniej wizję sprzed chwili. Milczał przez chwilę i powiedział cicho:
-Wiesz co mi to przypomniało?
Spojrzałam na niego pytająco.
-Te słowa z… ciemności… tego… niebytu. Pamiętasz?
-Gdy widmo wojny… - Pokiwałam głową.
-Tak się zajęliśmy tamtą przepowiednią, że zapomnieliśmy o tej – zauważył  chłopak.
-Czekaj, czekaj… Przyjmując, że… martwi zaczną zmartwychwstawać przed wojną… to… O Boże! –otworzyłam oczy z przerażeniem.  Mój świat się właśnie zawalił. W dzieciństwie bardzo się tego bałam… Teraz ujawniły się moje najskrytsze lęki… Coś czego bałam się przez całe życie, właśnie nadchodziło, nie mogłam nic z tym zrobić. Miałam wrażenie, że zaraz pobiegnę przez ulicę do rodziców. Moje emocje chyba nieźle widać na zewnątrz, bo Maciej popatrzył na mnie ze współczuciem .
-Zareagowałem podobnie…- powiedział cicho- Ale może jeszcze dużo czasu minąć… -dodał nieco weselej
-Może… - powtórzyłam tępo.
-Idź spać, bo jutro nie wstaniesz… Pamiętaj, że jutro masz szkołę!
-I tak nie zasnę – stwierdziłam, ale wyłączyłam lampkę. Mimo złych  przeczuć odpłynęłam przy pierwszym przyłożeniu głowy do poduszki.


-Kochanie wstawaj… - udało mi się otworzyć oczy i zobaczyłam mamę podnoszącą rolety na oknie. Uśmiechnęła się do mnie:
-Śniadanie na stole- powiedziała i wyszła z pokoju ostrożnie zamykając drzwi. Opadłam z powrotem na poduszki i spojrzałam w górę, prosto na Maćka.
-Nie chce iść… - stwierdziłam cicho.
- Ale musisz – odparł z uśmiechem, delikatnie stając na podłodze
-Masz rację – potwierdziłam odrzucając energicznie kołdrę i wyskoczyłam z łóżka. Dobrze, że poprzedniego dnia odsunęłam kartony pod ścianę, bo miałabym bliskie spotkanie trzeciego stopnia z drewnianą podłogą.
-Magicznym sposobem przywróciłeś  mi humor wymawiając dwa słowa! –rzuciłam wychodząc do łazienki z ubraniami w ręce.

-Wzięłaś kanapki? –z kuchni dobiegł mnie głos mamy
-Tak! – odkrzyknęłam w głąb domu  i wyszłam na dwór. Było nawet ciepło, całe szczęście, bo miałam tylko bluzę, a nie kurtkę. Przy furtce odwróciłam się jeszcze i spojrzałam w górę, dłonią osłaniając oczy przed słońcem. W okienku na strychu dostrzegłam zarys postaci, pomachałam, a gdy mi odmachała, otworzyłam  furtkę. Ciekawe dlaczego nie chciał iść ze mną… Może się boi, że ktoś go zobaczy… Albo nie chce wiedzieć, jak zmienił się ten świat…? Pogrążona w rozmyślaniach dotarłam do szkoły, przy wejściu znów ogarnął mnie strach… Przed czym? Chyba przed ludźmi… Wzięłam głęboki oddech i popchnęłam ciężkie skrzydło. Gdy się uchyliło uderzyła we mnie symfonia dźwięków ze szkolnego korytarza. Wrzaski, śmiechy, rozmowy… Inny świat. Weszłam do środka i ze spuszczoną głową ruszyłam do sali chemicznej, trzeba było przejść pod tymi badawczymi, oceniającymi spojrzeniami. Brrr… Okropność. Kiedy dotarłam do celu, wydało mi się, że mogę odetchnąć z ulgą. Nie było mi to jednak dane, bo w tej samej chwili poczułam czyjeś ręce na mojej talii.



Puf! No to mamy rozdział, trochę dłuższy, bo wcześniej nie było :) Julcia, dzięki za komputer :*  Żaba, wstydź się... Kontynuacja prawdopodobnie w środę :3  

*Nie ma takiego słowa

środa, 27 maja 2015

Międzyczasy #2

Niestety, Żaba nie zgodziła się przepisać rozdziału, a ja nie mam dostępu d komputera, bo mama krzyczy, że mam się uczyć -,-  Ale za to, macie tutaj coś innego, nie mojego, tak, żebyście wiedzieli, że żyje i nie umarłam. Będę takie cosie wstawiać zamiast rozdziałów, gdy nie uda mi się ich wrzucić, lub tak po prostu, w takim przypadku w piątki albo wtorki. Różne rzeczy: wiersze, piosenki, ciekawostki, jakoś związane z tematyką opowiadania :)

 

 ,,Najmłodszym żołnierzom"

 

Chłopcze... chłopczyku, ile miałeś lat,                     
Kiedy z harcerza stałeś się żołnierzem?
Czyś na Starówce, czy na Woli padł,                            
Szarych Szeregów szary bohaterze?


Widzę cię - biegniesz, podtrzymując hełm,                         
Pod którym niknie śmiesznie mała głowa...                     
Słyszę, jak w biegu wołasz jednym tchem:
„Meldunek mam, meldunek z Mokotowa!"


Oddałeś Polsce swe dwanaście lat,
Tobie historia dodała wieki -
Cień dawnych powstań na murach się kładł,
Gdyś krył się w gruzach, pełzał przez zasieki.
                                                
                                                                   Tadeusz Szyma

 

 

niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 7

,,Szczególnie zwróciła moją uwagę jedna ze stron, która była grubsza, niż pozostałe. Wzięłam cieniutką deseczkę, prawie, że grubości linijki, która leżała gdzieś w kącie, i rozdwoiłam róg papieru. Rozłożyła się na dwie dodatkowe kartki na których było napisanie tylko jedno, znajome zdanie."

                                                                   
                                     ,,Martwi wojownicy powrócą pod żywych chorągwie"




Westchnęłam z irytacją i zatrzasnęłam książkę z siłą, od której uniosły się kłębki kurzu.                            -Ale dużo to wyjaśniło… – Westchnęłam zawiedziona                                                                                                            -Skoro tak często się powtarza, to chyba musi mieć jakieś głębsze znaczenie, nie sądzisz? – Zauważył Maciej ze stoickim spokojem.                                                                                                                                                         -Może masz racje… - Odparłam cicho patrząc w górę starając się opanować.                                                               - Skoro chcemy  wyjaśnienia, musimy je sobie „wziąć ” , nikt nam go nie podetknie pod nos .- Chłopak snuł dalej swoje rozważania . Chcąc nie chcąc musiałam mu przyznać racje. Sięgnęłam po dziennik który wcześniej odłożyłam na podłogę. I otworzyłam na stronie z Przepowiednią Tęgoborską. Szperając po zakamarkach własnej pamięci, starałam przypomnieć sobie co mówiła o niej nauczycielka. Nic, totalna pustka.                                                                                                                                              - Pamiętaj tylko, że spełniła się tylko kilka pierwszych zwrotek . – Jęknęłam – Ale..! Internet też potrafi być pomocny – Przypomniałam sobie wyciągając telefon. Dobrze, że poprzedniej nocy udała mi się podłączyć router. Szybko wystukałam pytanie i pobieżnie przejrzałam  wyniki. Kliknęłam w najbardziej sensownie wyglądający link, ale nawet tam nie było nic ciekawego. Dopiero komę tarze mnie zaciekawiły.                                                                                                                                                                          - Do piątej zwrotki jest mowa o dwóch wojnach światowych. A potem…. Hmm… „Północ wschodem będzie zagrożona „. Putin od dawna już coś kombinuje, ale żeby aż tak…?                                                                         - Kto to jest? – Zapytał chłopak patrząc przez ramie na ekran telefonu.                                                                               - Teraźniejszy prezydent Rosji .- Wyjaśniłam.- Wyszukałam mapę Europy i mu ją pokazałam.                                 - Przyjrzyj się. Sama wróciłam do papierowej wersji wiersza. Bez skutku. –Pożyjemy, zobaczymy stwierdziłam zamykając książkę, tym razem już delikatniej. – Nie umiem tego ogarnąć. Może później…- Ziewnęłam                                                                                                                                                                 -Może lepiej idź spać - Odparł Maciej z lekkim rozbawieniem. -Racja… Branoc – Stwierdziłam i z zaskoczeniem spojrzałam w ciemności za oknem. Było już chyba po północy, jakim cudem ? Zeszłam na dół i padłam na łóżko jak nie przytomna .                                                                                                         -Masz szczęście, że nie zamierzam się dzisiaj przebierać … - Mruknęłam ledwo przytomna do lewitującego dwa metry dalej chłopaka i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

               Obudziło mnie delikatnie potrząsanie za ramię. Otworzyłam oczy i oślepiła mnie jasność zza okna. Kiedy już się do niej przyzwyczaiłam zobaczyłam moją uśmiechniętą mamę.                                                   -Wstawaj kocie zaraz obiad. Co ty tak długo robiłaś, że jeszcze śpisz ? -Wyszła z pokoju a ja spojrzałam na zegarek i osłupiałam. Była prawie druga po południe, mój nowy rekord!  Zapach kotletów wywabił mnie z łóżka. Z pół zamkniętymi oczami wylazłam z pod kołdry i wpadłam prosto w kartony z ubraniami. Nawet nie chciała mi się ich podnosić. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Macieja lewitującego w pozycji leżącej pod sufitem. -Wstawaj Parufko jak można tyle spać ? -Łatwo ci mówić ty nie jesteś tak cholernie zmęczony… Chociaż w sumie zarywanie nocek nigdy mi nie szkodziło… - Zamyśliłam się. Udało mi się w końcu stanąć na własne nogi, zgarniając przy okazji pierwsze lepsze ubrania z ziemii. Już położyłam rękę na klamce, ale w ostatniej chwili jeszcze się odwróciłam .                                 - Biada jeśli chociaż pomyślisz o wejściu do łazienki !- Warknęłam patrząc groźnie na chłopaka. Z kpiącym śmiechem uniósł ręce w obronnym geście.                                                                                                          -Nawet nie miałem takiego zamiaru…                                                                                                                                    Rzuciłam mu mordercze spojrzenie i wyszłam z pokoju. Myjąc zęby uświadomiłam sobie coś okropnego… Pojutrze zaczyna się rok szkolny w nowym mieście…
-Pamiętaj, zachowuj się i bądź grzeczna!- Powtórzył po raz setny mój tata, gdy wysiadałam z samochodu.
-Dobra, dam sobie radę!- Zawołałam – Nie wysadzę szkoły w rozpoczęcie roku szkolnego-Mruknęłam do siebie. Stojąc przed dużymi, dwuskrzydłowymi wrotami, pożałowałam chwili, w której kazałam zostać Maciejowi w domu. Co, jak co, ale razem byłoby raźniej… Ostrożnie przekroczyłam próg i rozejrzałam się po hollu. Wszędzie stały małe grupki gimnazjalistów witających się po wakacjach i porównujących stroje. Przemknęłam pod ścianą, aż do sali gimnastycznej, w której miała odbyć się uroczystość i zajęłam wyznaczone miejsce. Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi. Prawie. Podczas przemówienia dyrektora zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie obserwuje. Kilka rzędów dalej siedział jakiś chłopak z ciemnymi włosami wyglądającymi jakby je zwiał suszarką w jedną stronę i się na mnie perfidnie gapił. Kiedy na niego spojrzałam, wytrzymał jeszcze chwilę, po czym się odwrócił. Wyglądał jakby miał padaczkę, cały się trząsł, a mi dopiero po chwili przyszło do głowy, że on po prostu powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Oryginalne, nie powiem… Po całej tej ceremonii, która była, delikatnie mówiąc, lekko przynudna, wszyscy wysypali się na korytarz, aby chwile jeszcze pogawędzić przed przyjściem nauczycieli i rozdaniem planów lekcji. Dzięki Bogu, że wcześniej dostałam papiery z informacjami o rozkładzie klas itd., bo w życiu nie zrozumiałabym, gdzie mam iść. Nagle poczułam, że moja czapka traci kontakt z głową. Chłopak z sali właśnie znikał w podskokach gdzieś na końcu korytarza, z baseballówką ledwo utrzymującą się na roztrzepanych włosach. Nauczona doświadczeniem, już się z nią pożegnałam i z nieco popsutym humorem stanęłam pod ścianą. Na szczęście obyło się bez dalszych incydentów i w miarę spokojnie weszliśmy do klasy. Jakieś dwadzieścia osób rzuciło się, żeby zając swoje ulubione miejsca. Odczekałam chwilę i wślizgnęłam się na jedno z krzeseł w wolnej ławce. Jak na razie, jedynym plusem, (ale za to ogromnym), było to, że wychowawczyni darowała sobie przedstawianie mnie publicznie całej klasie. Szybko rozdała rozkłady zajęć i rozpoczęła się dyskusja o wakacyjnych wyjazdach. Najwyraźniej wszyscy się tutaj doskonale znali…
   W końcu rozległ się dzwonek. Chwyciłam torbę i powoli, jako ostatnia wyszłam z klasy. Z odrobinę ponurym nastrojem skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych
-Zwracam własność- Usłyszałam gdzieś z tyłu i nagle widok przysłonił mi daszek mojej czapki. Poprawiłam ją szybko, odwróciłam się i zamarłam. Dwa kroki przede mną stał szeroko uśmiechnięty ,,Chłopak z sali”. Po raz pierwszy miałam okazję przyjrzeć mu się z bliska. Nie był tak wysoki, jak mi się wcześniej zdawało, niewiele większy ode mnie, miał może trochę ponad metr siedemdziesiąt… I takie miłe, brązowe oczy, aż samoistnie wzbudzały zaufanie. Trochę speszona spuściłam wzrok i wyjąkałam coś w rodzaju:
-Eee, dzięki…
-Nie ma za co-Odparł z uśmiechem-A tak w ogóle to Kamil jestem.
-Zuza-Darowałam sobie komentarz o innym imieniu i powoli ruszyłam do wyjścia. Cóż, nie zapowiadało się na to, żebym szła sama…
-Przeprowadziłaś się tutaj niedawno, co nie?- Hm… Na zbytnią ciszę też nie mogłam liczyć


Da-dam! Mamy 6 rozdział <3 Szczególne dziękuję Ci Żaba, za przepisanie go dla mnie z zeszytu na komputer <3 Cała kochana reszta: proście Żabę, żeby zgodziła się to samo zrobić z następnym, bo już mam połowę,ale w zeszycie :P Jeśli będzie łaskawa przepisać, to kontynuacja pojawi się w środę :*


środa, 20 maja 2015

Rozdział 6

,,Usiadłam na ziemi i wzięłam książkę do ręki. Maciej uklęknął obok, popatrzyłam na niego i skinęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i odchyliłam okładkę."
 
 
Pierwsza strona była pusta, druga, trzecia i czwarta również. Dopiero kilka ostatnich było zapełnionych pajęczym pismem. Po przeczytaniu kilku wersów zmarszczyłam brwi, wydawały mi się dziwnie znajome:
W dwa lat dziesiątki nastaną te pory,
Gdy z nieba ogień wytryśnie.
Spełnią się wtedy pieśni Wernyhory.
Świat cały krwią się zachłyśnie.

   Polska powstanie ze świata pożogi,
Dwa orły padną rozbite,
Lecz długo jeszcze los jej jest złowrogi,
Marzenia ciągle niezdobyte.

Gdy w lat trzydzieści we łzach i rozterce
Trwać będą cierpienia ludu,
Na koniec przyjdzie jedno wielkie serce
I samo dokona cudu.

Gdy czarny orzeł znak krzyża splugawi,
Skrzydła rozłoży złowieszcze -
Dwa padną kraje, których nikt nie zbawi,
Siła przed prawem jest jeszcze.

Lecz czarny orzeł wejdzie na rozstaje,
Gdy oczy na wschód obróci,
Krzyżackie szerząc obyczaje,
Ze złamanym skrzydłem powróci.

Krzyż splugawi razem z młotem padnie.
Zaborcom nic nie zostanie.
Mazurska ziemia Polsce znów przypadnie,
A w Gdańsku port nasz powstanie.

W ciężkich zmaganiach z butą Teutona
Świat znowu krwią się zrumieni.
Gdy północ wschodem będzie zagrożona,
W poczwórną jedność się zmieni.

Lecz na zachodzie nikczemnie zdradzony
Przez swego wyzwoleńca
Złączon z kogutem dla lewka obrony
Na tron wprowadzi młodzieńca.

Złamana siła mącicieli świata
Tym razem na wieków wieki
Wyciągnie ręce brat do swego brata,
Wróg w kraj odejdzie daleki.


U wschodu słońca młot będzie złamany,
Pożarem step jest objęty.
Gdy orzeł z młotem zajmą cudze łany
Nad rzeką w pień jest wycięty.

Bitna Białoruś, bujne Zaporoże
Pod polskie dążą sztandary.
Sięga nasz orzeł aż po Czarne Morze,
Wracając na szlak swój prastary.

Witebsk, Odessa, Kijów i Czerkasy -
To Europy bastiony,
A barbarzyńca aż po wieczne czasy
Do Azji ujdzie strwożony.

Warszawa środkiem ustali się świata,
Lecz Polski trzy są stolice.
Dalekie błota porzuci Azjata,
A smok odnowi swe lice.

Niedźwiedź upadnie po drugiej wyprawie,
Dunaj w przepychu znów tonie,
A kiedy pokój nastąpi w Warszawie,
Trzech królów napoi w nim konie.

Trzy rzeki świata dadzą trzy korony
Pomazańcowi z Krakowa,
Cztery na krańcach sojusznicze strony
Przysięgi złożą słowa.

Węgier z Polakiem, gdy połączą dłonie,
Trzy kraje razem z Rumunią
Przy majestatu polskiego tronie
Wieczną połączą się unią.

A krymski Tatar, gdy dojdzie do rzeki,
Choć wiary swojej nie zmieni -
Polskę potężnej uprosi opieki
I wierny będzie tej ziemi.

Powstanie Polska od morza do morza.
Czekajcie na to pół wieku.
Chronić nas będzie zawsze łaska Boża,
Więc cierp i módl się człowieku.


Olśniło mnie, przecież to Przepowiednia z Tęgoborza! Kiedyś na lekcji, polonistka czytała nam to, jako ciekawostkę. Nawet gdzieś w domu, mieliśmy jej interpretację. Zerwałam się na nogi i pobiegłam do klapy w podłodze.
-Poczekaj chwilę!- Rzuciłam tylko do chłopaka i zeskoczyłam na dół. Chyba chciał zaprotestować, ale już mnie nie było.
Z łomotem zbiegłam po schodach, minęłam rodziców, złapałam kluczyki i ruszyłam do samochodu, w którym nadal tkwiły nierozpakowanie bagaże. Przekopałam się przez warstwę ubrań i otworzyłam pudło z książkami rodziców. Poradniki, słowniki, romanse, same nudy… o, jest!  Szybko przekartkowałam do miejsca, w którym powinno być o przepowiedni i… zatkało mnie. Strona była pusta. Nie było nawet śladu po tuszu drukarskim, który wcześniej się tam znajdował. Patrzyłam na nią z niedowierzaniem i głupią nadzieją, że coś mi się przywidziało. Podniosłam głowę i zobaczyłam Macieja stojącego o krok przede mną. Wrzasnęłam odruchowo, ale szybko zatkałam usta dłonią.
-Nie strasz mnie tak więcej!
Chłopak zrobił skruszoną minę, ale wiedziałam, że jest poniekąd zadowolony z siebie.
-A mniejsza z tym, patrz, co się stało z książką…- dodałam.
-A nie pamiętasz nic, co było w niej napisane?-Zapytał
-Noo… Tyle tylko, że… to było wypowiedziane przed 1 wojną światową i… kilka pierwszych zwrotek się spełniło…- zamyśliłam się.
-Ta i teraz czas na kolejne… ,, Martwi wojownicy powrócą pod żywych chorągwie”Patrz. – Rzucił patrząc przez płot na ulicę. Kilku żołnierzy w mundurach podobnych do Maćkowego przechadzało się po jezdni. Na moich oczach, przez jednego z nich przejechał samochód, jakby go nie było. Koło bramki zmaterializował się następny i włączył się do oddziału. Tam i powrotem jeździły motory, ciężarówki i nikt nie zwracał uwagi na formujące się wojsko. To były duchy, które widziałam tylko ja. Odwróciłam się i pobiegłam w stronę domu.
    Siedziałam na strychu ze znalezioną książką w ręce i starałam się zrozumieć przepowiednie.
-Krzyż splugawi, razem z młotem padnie… Tu chyba chodziło o zakończenie zaborów… - mruczałam pod nosem.
-Wiesz, co mnie ciekawi? –Usłyszałam gdzieś za sobą głos Macieja.
-Hm?- Odwróciłam się w stronę chłopaka patrząc na niego pytająco.
-No, bo… skoro ci ludzie… mają walczyć w obronie kraju… to jak, skoro są duchami?
-Ty też nim jesteś.- Zauważyłam uprzejmie powracając do dokładnego studiowania każdego centymetra ,,dziennika”, bo jak inaczej można by nazwać ową książkę… Szczególnie zwróciła moją uwagę jedna ze stron, która była grubsza, niż pozostałe. Wzięłam cieniutką deseczkę, prawie, że grubości linijki, która leżała gdzieś w kącie, i rozdwoiłam róg papieru. Rozłożyła się na dwie dodatkowe kartki na których było napisanie tylko jedno, znajome zdanie.




No to mamy kolejny rozdział (mimo, że komentarzy było tylko 4 w tym 3 od znajomych) , ze specjalnym dedykiem dla moich Paróffek z konfy :) Chciałabym też zaznaczyć, że następny rozdział powinien się pojawić w niedzielę, a jeszcze następny... MOŻE w środę, wątpliwości mam z tego powodu, że w sobotę znów wyjeżdżam, a oprócz bloga, jakieś następne dwa tygodnie robię coś... :) nie zdradzę wam co, ale coś fajnego :) Jedyną podpowiedzią są fimiki, które Rembol 
zamieścił na swoim instagramie  :* 

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 5



   ,, Koło zabitych, na podłodze leżeli ranni obrońcy. Wśród nich znaleźli się Rafał i Filip-opatrywała ich właśnie nieznajoma dziewczyna, klęcząc w kałuży krwi. Inne kobiety rwały koszule i prześcieradła znalezione na plebanii połączonej ze świątynią. Niemcy strzelali coraz mniej, a po kilku godzinach nastała cisza."



    W ciemności było widać tylko żarzące się delikatnie belki stodoły i dopalające się gdzieniegdzie kupki słomy. Po godzinnym oczekiwaniu spuściliśmy na próbę, przez okno, mały materacyk, który niewiadomo skąd się wziął w zakrystii. Nikt nie zareagował, więc po linach zeszły cztery kobiety- ochotniczki, przeszły wkoło kościoła i zapewniły, że teren jest czysty. Ci, którzy wcześniej ukrywali się na strychu, nie zareagowali na prośby, aby pomóc rannym. Uciekli, czym prędzej i zniknęli w ciemnościach. Jakoś udało się przetransportować wszystkich na zewnątrz, większość uciekła, my odeszliśmy trochę dalej i resztę nocy spędziliśmy w lasku.
    Rano obudziło mnie zimno i wilgoć. Pod drzewem drzemał Filip, dalej Staś, ale Rafała nigdzie nie było widać. Przeciągnąłem się i wstałem z zamiarem rozejrzenia się po terenie, ale zrezygnowałem widząc ognisko i namioty rozstawione kilkadziesiąt metrów dalej. Szybko obudziłem chłopaków, wskazałem obozowisko i już, już chcieliśmy się wynieść, ale przypomniałem sobie o Rafale. Nie mogliśmy go zostawić, nie wiadomo gdzie był. Po chwili… Ehh… Nie chcę o tym mówić… Może kiedyś…
Popatrzyłam na chłopaka szeroko otwartymi oczami.
-Chyba masz rację…- powiedziałam cicho, zauważając moją pozycję. Skuliłam się do granic możliwości i wcisnęłam w ścianę, jakby miała mnie przed czymś obronić. Wstałam i przeciągnęłam się porządnie, wyglądając przez okno.  Świeciło słońce, latały ptaki… Jeszcze przed chwilą, miałam wrażenie, że na dworze szaleje burza, wiatr zrywa gałęzie z drzew, a ulewa przesłania cały obraz tej ,,apokalipsy”. Opowiadanie historii tak na mnie działa, wyobrażam sobie rzeczy, które mi się z nimi kojarzą, mimo że nie ma bezpośredniej wzmianki np. o pogodzie.
-Nie bez powodu tutaj jestem…
Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na chłopaka. Przyglądał mi się ze zmrużonymi oczami, po chwili opadł na podłogę, podszedł do ściany i oparł się o nią rękami. Nie wiem jak, bo samo istnienie ducha, przeczy wszelkim prawom fizyki, ale… Nie wnikam. Przez chwilę rozważałam w myślach to, co powiedział i stwierdziłam, że po prostu go nie rozumiem.
-Powtórzę po raz kolejny: co masz na myśli?
Nie odrywając wzroku od ściany odparł:
- W tym czasie… kiedy mnie… nie było… jakbym wisiał w ciemnej przestrzeni… i był też głos… mówił coś jakby…
Zamilkł. Chciałam się odezwać, ale odwrócił się gwałtownie. Jego oczy i ręce płonęły zielonym ogniem, wystrzelił w górę, aż pod sam dach. Trwał tak przez chwilę, wskazując ręką na jedną ze skrzyń pod ścianą i otworzył usta. Wydobył się z nich dym, natychmiastowo zapełniający całe pomieszczenie. Jego głos był zachrypnięty, jakby ktoś trzymał go za gardło.
Gdy widmo wojny nad kraj twój nadciągnie
Martwi wojownicy powrócą pod żywych chorągwie
Pokonać wroga będzie im dane
Na świecie wieczny pokój nastanie
Jednak wcześniej, krwi popłynie rzeka
Idź, więc i walcz, twa ojczyzna czeka

Byłam przerażona, kurczowo trzymałam się belki, aby nie przewrócił mnie wiatr, który nagle się zerwał. Dym się rozwiał, płomienie zgasły, a Maciej powoli opadł na dół i jakby bezwładnie, zawisł w powietrzu. Przez jego ciało przebiegły silne dreszcze i dopiero po dłuższej chwili powoli podniósł głowę.
-Co się stało?- Zapytał z trudem. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, nadal byłam w szoku. Zdałam sobie sprawę z tego, że nadal trzymam się drewnianych części poddasza.
-Nic nie pamiętasz?- Upewniłam się ostrożnie. Pokręcił głową i powoli stanął na nogach. Odkleiłam się od ściany i podeszłam do skrzyni, którą wcześniej wskazywał. Zmarszczył brwi podążając za mną wzrokiem. Odrzuciłam drewniane wieko i oświetliłam wnętrze światłem z latarki. Szkatuła była prawie pusta, tylko na dnie leżała gruba książka, poplamiona, osmalona, ale cała. Delikatnie ją wyciągnęłam i położyłam na podłodze obok. Przez ramię spojrzałam na chłopaka. Podszedł do mnie i zapytał:
-Skąd wiedziałaś?
Powtórzyłam jak najwierniej to, co powiedział i opisałam, co się stało. Pokiwał głową
-Tak, to właśnie to słyszałem w ciemności… Powtarzało się bez końca… A tak w ogóle… Jak ty masz na imię? Nie powiedziałaś mi…
Skrzywiłam się lekko
-Zuza. Ale mów na mnie Pati. Albo jakkolwiek chcesz, byle nie po imieniu.
Na jego twarzy wykwitł cwaniacki uśmieszek
-Będziesz… Parufka. Nie parówka, tylko parufka.
-Skąd ci się to wzięło?
Wzruszył ramionami:
-Jakoś tak… Przyzwyczajenie- Uśmiechnął się-Ale co zrobimy z tą kupką kartek?
Usiadłam na ziemi i wzięłam książkę do ręki. Maciej uklęknął obok, popatrzyłam na niego i skinęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i odchyliłam okładkę.






No i mamy rozdział 5, JEJ! W końcu udało mi się go napisać, dużo mi to zajęło ale jest :)   A następny, wrzucę dopiero jak będzie co najmniej 5 komentarzy :)  I to od różnych osób XD Taki mały szantażyk...