środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 3



 ,,Z napiętymi nerwami weszłam do kuchni w której siedzieli moi rodzice. Podeszłam do blatu z zamiarem nalania sobie wody do szklanki, gdy nagle moja mama wstała z otwartymi szeroko oczyma i przerażeniem na twarzy.
-Nie ruszaj się…
Powiedziała powoli biorąc gazetę w rękę i nie spuszczając wzroku z okolic ściany metr ode mnie."



        Powoli odwróciłam głowę w prawo i o mało co, nie dostałam zawału. Na wyciągnięcie ręki, na ścianie, siedział ogromny, owłosiony pająk. Odskoczyłam z wrzaskiem głośniejszym, niż wcześniej, na strychu. Po nagłym ataku ze strony mamy, została z niego mokra plama na ścianie i resztki na gazecie. Z obrzydzeniem odsunęłam się poza jej zasięg i poszukałam wzrokiem Macieja. Stał na środku kuchni z rozbawieniem na twarzy i przyglądał się całej akcji. Miałam ochotę go ofuknąć, ale wywnioskowałam, że skoro inni go nie widzą, będę dziwnie wyglądać krzycząc na powietrze. Kątem oka, zauważyłam, jak tata podąża za moim wzrokiem i unosi brwi. Najwyraźniej, mimo mojego pohamowania przed ochrzanem, zachowywałam się nienaturalnie, więc czym prędzej postanowiłam się ulotnić.                                                                                                                                                                 Wróciłam na strych i zaczęłam z namaszczeniem układać w skrzyni, uprzednio wyciągnięte z niej papiery.
-No, to już wiesz, że jesteś na mnie skazana- Usłyszałam głos chłopaka, bezskutecznie usiłującego wziąć w rękę jedną z kartek. Odwróciłam się powoli i zabrałam mu ją z przed nosa.
-Co masz na myśli?- Zapytałam, przymykając wieko skrzyni i próbując nie udusić się wszechobecnym kurzem.
-No… Raczej tutaj sobie zostanę… Bo gdzie mam iść? Jeśli nikt mnie nie widzi, to życie nie będzie miało najmniejszego sensu…- Zamyślił się, posyłając mi smutne spojrzenie.
-Eeee, tak szczerze, to mówiąc: ,,życie”… Dobra, dajmy sobie spokój z łapaniem za słówka. Czy ja dobrze zrozumiałam, że chcesz mieszkać w tym domu?
Wzruszył ramionami:
- To jakiś problem?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia, jak to jest mieć ducha pod swoim dachem, a co dopiero go widzieć, i rozmawiać z nim, i…
-Może ogarnijmy wszystko od początku, co?- Zaproponowałam, w wygodny sposób opierając się o ścianę.- Wtedy będzie łatwiej cokolwiek wymyślić, a może i coś ciekawego wywnioskujemy…
Maciek pokiwał głową i chciał usiąść na podłodze, jednak kiedy to zrobił, uniósł się dobre pół metra nad ziemię, machając rękami jak kukła, której poplątały się sznurki. Po chwili uzyskał równowagę, ale ze zrezygnowanym westchnięciem przybrał coś w rodzaju pozycji leżącej.
-Co chcesz wiedzieć?- Mruknął patrząc w sufit.
-Najlepiej zacznij od początku- Ponagliłam go czekając ze zniecierpliwieniem na opowieść. Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.
-Ale obiecaj, że nie będziesz mi przerywać- zachichotał.
-Dobra, obiecuję,ale zaczynaj, zaraz tutaj pęknę z ciekawości!
-Cóż, ty nie możesz się doczekać, a ja, najchętniej bym o tym wszystkim zapomniał… Ale, zapowiada się na to, że będzie mnie to prześladować przez wieki… Nigdy nie zapomnę dnia, w którym po raz pierwszy usłyszałem o nadciągającej wojnie. Dla mnie, moich rodziców i młodszego brata, jej początkiem, była grupka żołnierzy za którymi podążało kilka wozów załadowanych przeróżnymi sprzętami. Zauważyłem ich podczas rąbania drewna na opał, rzuciłem wszystko i pobiegłem zawiadomić rodziców. Ojciec kazał  nam natychmiast uciekać do lasu, a sam zabrał jeszcze z kuchni bochenek chleba i trochę wody. Po kilku chwilach bezpiecznie ukryci oczekiwaliśmy na rozwój wypadków. Nie było sensu brnąć dalej w las, bo dobiegały z niego krzyki i odgłosy strzałów. Zobaczyłem, jak przez nasze podwórko biegnie nasza sąsiadka, Eliza. Oglądając się za siebie, nie zauważyła sieci rozłożonych do wyschnięcia. Padła jak długa, a ja, nie wiem dlaczego, wyskoczyłem z kryjówki i zacząłem ją wyplątywać z tego kłębowiska sznurków. Po paru sekundach była wolna i oboje ruszyliśmy w stronę lasku. Od linii drzew dzieliło mnie kilka metrów, gdy nagle jakiś duży pies na mnie skoczył i… Tym razem to ja byłem na ziemi, ale na ucieczkę było już za późno. Mocne szarpnięcie postawiło mnie na nogi, stałem twarzą w twarz z niemieckim kapitanem. Zapytał ile mam lat i gdzie jest mój ojciec. Odpowiedziałem: ,,17, nie wiem gdzie jest”. Założyli mi dwa worki na głowę i przystawiając karabin do głowy, kilka razy strzelili z innego, na postrach. Dostałem z czegoś twardego i nic dalej nie pamiętam.                                                                                                                                                                   Po jakimś czasie obudziłem się w zimnej celi, ze szczurami i okropnym samopoczuciem. Przesiedziałem tak dobre kilka godzin, użalając się nad sobą w duchu, myśląc o rodzinie i o sobie. Dlaczego zawsze muszę się tak wyróżniać? Tata mówił, że kiedyś wpędzi mnie to w kłopoty, ale żeby aż takie? Po jakimś czasie przyszło dwóch żołnierzy z karabinami. Jeden z nich związał mi ręce za plecami i zaprowadził na mały placyk. Zorientowałem się, że to boisko szkolne w sąsiedniej wsi, a mury wkoło, to po prostu domy bez okien wychodzących na tę stronę. Stało tam kilku innych ludzi w mundurach, w tym, znajomy mi już kapitan, który napadł na moją wioskę. Kiedy mnie zobaczył, ja jego twarz wpłynął fałszywy, przymilny uśmiech, a ręka powędrowała w okolice pasa z pistoletem.
-Proszę, proszę, kogo my tu mamy… - Odezwał się, jak gdybym był jego dawno niewidzianym synem. Jak na komendę, jeden z ludzi stanął za mną i położył mi ręce na ramionach.  Gdzieś po prawej powstało małe zamieszanie i przez małą bramę weszła inna grupka. Po przyjrzeniu się jej dokładniej, zrozumiałem, czemu ów żołnierz mnie trzyma. Prowadzili między sobą mojego dwunastoletniego, związanego brata. Kapitan złapał go za włosy, a drugą ręką, wyćwiczonym ruchem wyciągnął pistolet  i przyłożył mu go do skroni. Powiedział, że mam patrzeć, aby później zanieść wiadomości do swoich. Jednocześnie, z tyłu usłyszałem wypowiedziane groźnym szeptem słowa: ,,Nie zamykaj oczu” i poczułem lufę karabinu na plecach. Kilka sekund później ciszę rozerwał huk wystrzału i odgłos ciała padającego na ziemię. To była jedna z najgorszych chwil w moim życiu. Wyrwałem się człowiekowi, który mnie trzymał i podbiegłem do brata. Całe szczęście, że ktoś rozwiązał mi ręce i mogłem się do niego przytulić po raz ostatni. On, już tego nie wiedział.  Jego oczy zastygnięte w wyrazie przerażenia, zostały szeroko otwarte, a serce zatrzymało się już na zawsze. To był ostatni raz, kiedy go widziałem , bo później, wszystko przysłoniła mi kurtyna łez. Wtedy, poprzysiągłem sobie, że się zemszczę. Zemszczę się, za ból, ból mój i setek innych osób, które straciły swoich bliskich.




Jeśli Ci się spodobało i masz zamiar wracać tutaj częściej, daj o tym znać w komentarzu :3


2 komentarze: