,, Koło zabitych, na podłodze leżeli ranni obrońcy. Wśród nich znaleźli
się Rafał i Filip-opatrywała ich właśnie nieznajoma dziewczyna, klęcząc w
kałuży krwi. Inne kobiety rwały koszule i prześcieradła znalezione na
plebanii połączonej ze świątynią. Niemcy strzelali coraz mniej, a po
kilku godzinach nastała cisza."
W ciemności było widać tylko żarzące się
delikatnie belki stodoły i dopalające się gdzieniegdzie kupki słomy. Po
godzinnym oczekiwaniu spuściliśmy na próbę, przez okno, mały materacyk, który
niewiadomo skąd się wziął w zakrystii. Nikt nie zareagował, więc po linach
zeszły cztery kobiety- ochotniczki, przeszły wkoło kościoła i zapewniły, że
teren jest czysty. Ci, którzy wcześniej ukrywali się na strychu, nie
zareagowali na prośby, aby pomóc rannym. Uciekli, czym prędzej i zniknęli w
ciemnościach. Jakoś udało się przetransportować wszystkich na zewnątrz,
większość uciekła, my odeszliśmy trochę dalej i resztę nocy spędziliśmy w
lasku.
Rano obudziło mnie zimno i wilgoć. Pod
drzewem drzemał Filip, dalej Staś, ale Rafała nigdzie nie było widać.
Przeciągnąłem się i wstałem z zamiarem rozejrzenia się po terenie, ale
zrezygnowałem widząc ognisko i namioty rozstawione kilkadziesiąt metrów dalej.
Szybko obudziłem chłopaków, wskazałem obozowisko i już, już chcieliśmy się
wynieść, ale przypomniałem sobie o Rafale. Nie mogliśmy go zostawić, nie
wiadomo gdzie był. Po chwili… Ehh… Nie chcę o tym mówić… Może kiedyś…
Popatrzyłam na
chłopaka szeroko otwartymi oczami.
-Chyba masz
rację…- powiedziałam cicho, zauważając moją pozycję. Skuliłam się do granic
możliwości i wcisnęłam w ścianę, jakby miała mnie przed czymś obronić. Wstałam
i przeciągnęłam się porządnie, wyglądając przez okno. Świeciło słońce, latały ptaki… Jeszcze przed
chwilą, miałam wrażenie, że na dworze szaleje burza, wiatr zrywa gałęzie z
drzew, a ulewa przesłania cały obraz tej ,,apokalipsy”. Opowiadanie historii
tak na mnie działa, wyobrażam sobie rzeczy, które mi się z nimi kojarzą, mimo
że nie ma bezpośredniej wzmianki np. o pogodzie.
-Nie bez powodu
tutaj jestem…
Odwróciłam się
gwałtownie i spojrzałam na chłopaka. Przyglądał mi się ze zmrużonymi oczami, po
chwili opadł na podłogę, podszedł do ściany i oparł się o nią rękami. Nie wiem
jak, bo samo istnienie ducha, przeczy wszelkim prawom fizyki, ale… Nie wnikam.
Przez chwilę rozważałam w myślach to, co powiedział i stwierdziłam, że po
prostu go nie rozumiem.
-Powtórzę po raz
kolejny: co masz na myśli?
Nie odrywając
wzroku od ściany odparł:
- W tym czasie…
kiedy mnie… nie było… jakbym wisiał w ciemnej przestrzeni… i był też głos…
mówił coś jakby…
Zamilkł.
Chciałam się odezwać, ale odwrócił się gwałtownie. Jego oczy i ręce płonęły
zielonym ogniem, wystrzelił w górę, aż pod sam dach. Trwał tak przez chwilę,
wskazując ręką na jedną ze skrzyń pod ścianą i otworzył usta. Wydobył się z
nich dym, natychmiastowo zapełniający całe pomieszczenie. Jego głos był
zachrypnięty, jakby ktoś trzymał go za gardło.
Gdy widmo wojny nad kraj
twój nadciągnie
Martwi wojownicy powrócą
pod żywych chorągwie
Pokonać wroga będzie im
dane
Na świecie wieczny pokój
nastanie
Jednak wcześniej, krwi
popłynie rzeka
Idź, więc i walcz, twa
ojczyzna czeka
Byłam
przerażona, kurczowo trzymałam się belki, aby nie przewrócił mnie wiatr, który
nagle się zerwał. Dym się rozwiał, płomienie zgasły, a Maciej powoli opadł na
dół i jakby bezwładnie, zawisł w powietrzu. Przez jego ciało przebiegły silne
dreszcze i dopiero po dłuższej chwili powoli podniósł głowę.
-Co
się stało?- Zapytał z trudem. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, nadal byłam w
szoku. Zdałam sobie sprawę z tego, że nadal trzymam się drewnianych części
poddasza.
-Nic
nie pamiętasz?- Upewniłam się ostrożnie. Pokręcił głową i powoli stanął na
nogach. Odkleiłam się od ściany i podeszłam do skrzyni, którą wcześniej
wskazywał. Zmarszczył brwi podążając za mną wzrokiem. Odrzuciłam drewniane
wieko i oświetliłam wnętrze światłem z latarki. Szkatuła była prawie pusta,
tylko na dnie leżała gruba książka, poplamiona, osmalona, ale cała. Delikatnie
ją wyciągnęłam i położyłam na podłodze obok. Przez ramię spojrzałam na
chłopaka. Podszedł do mnie i zapytał:
-Skąd
wiedziałaś?
Powtórzyłam
jak najwierniej to, co powiedział i opisałam, co się stało. Pokiwał głową
-Tak,
to właśnie to słyszałem w ciemności… Powtarzało się bez końca… A tak w ogóle…
Jak ty masz na imię? Nie powiedziałaś mi…
Skrzywiłam
się lekko
-Zuza.
Ale mów na mnie Pati. Albo jakkolwiek chcesz, byle nie po imieniu.
Na
jego twarzy wykwitł cwaniacki uśmieszek
-Będziesz…
Parufka. Nie parówka, tylko parufka.
-Skąd
ci się to wzięło?
Wzruszył
ramionami:
-Jakoś
tak… Przyzwyczajenie- Uśmiechnął się-Ale co zrobimy z tą kupką kartek?
Usiadłam
na ziemi i wzięłam książkę do ręki. Maciej uklęknął obok, popatrzyłam na niego
i skinęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i odchyliłam okładkę.
No i mamy rozdział 5, JEJ! W końcu udało mi się go napisać, dużo mi to zajęło ale jest :) A następny, wrzucę dopiero jak będzie co najmniej 5 komentarzy :) I to od różnych osób XD Taki mały szantażyk...
Paruffka hmmm... bardzo mi to znane 😘 A tak po za tym rodział jest zajebisty
OdpowiedzUsuńDawaj dalszy ciąg!! !! !
OdpowiedzUsuń😊😊☺🙌❤❤
Hle hle hle masz kom :*
OdpowiedzUsuńTo nareszcie !
OdpowiedzUsuńCzekam na next! <3
Zapraszam do siebie :P
no*
OdpowiedzUsuń