niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 5



   ,, Koło zabitych, na podłodze leżeli ranni obrońcy. Wśród nich znaleźli się Rafał i Filip-opatrywała ich właśnie nieznajoma dziewczyna, klęcząc w kałuży krwi. Inne kobiety rwały koszule i prześcieradła znalezione na plebanii połączonej ze świątynią. Niemcy strzelali coraz mniej, a po kilku godzinach nastała cisza."



    W ciemności było widać tylko żarzące się delikatnie belki stodoły i dopalające się gdzieniegdzie kupki słomy. Po godzinnym oczekiwaniu spuściliśmy na próbę, przez okno, mały materacyk, który niewiadomo skąd się wziął w zakrystii. Nikt nie zareagował, więc po linach zeszły cztery kobiety- ochotniczki, przeszły wkoło kościoła i zapewniły, że teren jest czysty. Ci, którzy wcześniej ukrywali się na strychu, nie zareagowali na prośby, aby pomóc rannym. Uciekli, czym prędzej i zniknęli w ciemnościach. Jakoś udało się przetransportować wszystkich na zewnątrz, większość uciekła, my odeszliśmy trochę dalej i resztę nocy spędziliśmy w lasku.
    Rano obudziło mnie zimno i wilgoć. Pod drzewem drzemał Filip, dalej Staś, ale Rafała nigdzie nie było widać. Przeciągnąłem się i wstałem z zamiarem rozejrzenia się po terenie, ale zrezygnowałem widząc ognisko i namioty rozstawione kilkadziesiąt metrów dalej. Szybko obudziłem chłopaków, wskazałem obozowisko i już, już chcieliśmy się wynieść, ale przypomniałem sobie o Rafale. Nie mogliśmy go zostawić, nie wiadomo gdzie był. Po chwili… Ehh… Nie chcę o tym mówić… Może kiedyś…
Popatrzyłam na chłopaka szeroko otwartymi oczami.
-Chyba masz rację…- powiedziałam cicho, zauważając moją pozycję. Skuliłam się do granic możliwości i wcisnęłam w ścianę, jakby miała mnie przed czymś obronić. Wstałam i przeciągnęłam się porządnie, wyglądając przez okno.  Świeciło słońce, latały ptaki… Jeszcze przed chwilą, miałam wrażenie, że na dworze szaleje burza, wiatr zrywa gałęzie z drzew, a ulewa przesłania cały obraz tej ,,apokalipsy”. Opowiadanie historii tak na mnie działa, wyobrażam sobie rzeczy, które mi się z nimi kojarzą, mimo że nie ma bezpośredniej wzmianki np. o pogodzie.
-Nie bez powodu tutaj jestem…
Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na chłopaka. Przyglądał mi się ze zmrużonymi oczami, po chwili opadł na podłogę, podszedł do ściany i oparł się o nią rękami. Nie wiem jak, bo samo istnienie ducha, przeczy wszelkim prawom fizyki, ale… Nie wnikam. Przez chwilę rozważałam w myślach to, co powiedział i stwierdziłam, że po prostu go nie rozumiem.
-Powtórzę po raz kolejny: co masz na myśli?
Nie odrywając wzroku od ściany odparł:
- W tym czasie… kiedy mnie… nie było… jakbym wisiał w ciemnej przestrzeni… i był też głos… mówił coś jakby…
Zamilkł. Chciałam się odezwać, ale odwrócił się gwałtownie. Jego oczy i ręce płonęły zielonym ogniem, wystrzelił w górę, aż pod sam dach. Trwał tak przez chwilę, wskazując ręką na jedną ze skrzyń pod ścianą i otworzył usta. Wydobył się z nich dym, natychmiastowo zapełniający całe pomieszczenie. Jego głos był zachrypnięty, jakby ktoś trzymał go za gardło.
Gdy widmo wojny nad kraj twój nadciągnie
Martwi wojownicy powrócą pod żywych chorągwie
Pokonać wroga będzie im dane
Na świecie wieczny pokój nastanie
Jednak wcześniej, krwi popłynie rzeka
Idź, więc i walcz, twa ojczyzna czeka

Byłam przerażona, kurczowo trzymałam się belki, aby nie przewrócił mnie wiatr, który nagle się zerwał. Dym się rozwiał, płomienie zgasły, a Maciej powoli opadł na dół i jakby bezwładnie, zawisł w powietrzu. Przez jego ciało przebiegły silne dreszcze i dopiero po dłuższej chwili powoli podniósł głowę.
-Co się stało?- Zapytał z trudem. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, nadal byłam w szoku. Zdałam sobie sprawę z tego, że nadal trzymam się drewnianych części poddasza.
-Nic nie pamiętasz?- Upewniłam się ostrożnie. Pokręcił głową i powoli stanął na nogach. Odkleiłam się od ściany i podeszłam do skrzyni, którą wcześniej wskazywał. Zmarszczył brwi podążając za mną wzrokiem. Odrzuciłam drewniane wieko i oświetliłam wnętrze światłem z latarki. Szkatuła była prawie pusta, tylko na dnie leżała gruba książka, poplamiona, osmalona, ale cała. Delikatnie ją wyciągnęłam i położyłam na podłodze obok. Przez ramię spojrzałam na chłopaka. Podszedł do mnie i zapytał:
-Skąd wiedziałaś?
Powtórzyłam jak najwierniej to, co powiedział i opisałam, co się stało. Pokiwał głową
-Tak, to właśnie to słyszałem w ciemności… Powtarzało się bez końca… A tak w ogóle… Jak ty masz na imię? Nie powiedziałaś mi…
Skrzywiłam się lekko
-Zuza. Ale mów na mnie Pati. Albo jakkolwiek chcesz, byle nie po imieniu.
Na jego twarzy wykwitł cwaniacki uśmieszek
-Będziesz… Parufka. Nie parówka, tylko parufka.
-Skąd ci się to wzięło?
Wzruszył ramionami:
-Jakoś tak… Przyzwyczajenie- Uśmiechnął się-Ale co zrobimy z tą kupką kartek?
Usiadłam na ziemi i wzięłam książkę do ręki. Maciej uklęknął obok, popatrzyłam na niego i skinęłam głową. Wzięłam głęboki oddech i odchyliłam okładkę.






No i mamy rozdział 5, JEJ! W końcu udało mi się go napisać, dużo mi to zajęło ale jest :)   A następny, wrzucę dopiero jak będzie co najmniej 5 komentarzy :)  I to od różnych osób XD Taki mały szantażyk...

5 komentarzy:

  1. Paruffka hmmm... bardzo mi to znane 😘 A tak po za tym rodział jest zajebisty

    OdpowiedzUsuń
  2. Dawaj dalszy ciąg!! !! !
    😊😊☺🙌❤❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Hle hle hle masz kom :*

    OdpowiedzUsuń
  4. To nareszcie !
    Czekam na next! <3
    Zapraszam do siebie :P

    OdpowiedzUsuń