niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 8

,,-Nie ma za co-Odparł z uśmiechem-A tak w ogóle to Kamil jestem.
-Zuza-Darowałam sobie komentarz o innym imieniu i powoli ruszyłam do wyjścia. Cóż, nie zapowiadało się na to, żebym szła sama…
-Przeprowadziłaś się tutaj niedawno, co nie?- Hm… Na zbytnią ciszę też nie mogłam liczyć"

-Tak jakby…- Mruknęłam niechętnie, otwierając drzwi. Nie chodziło mi o to, że nie chciałam z nim gadać, tylko bałam się, że zaraz wykręci mi jakiś numer. Przyspieszyłam kroku, ale chłopak chyba nie miał zamiaru odpuszczać.
-Gdzie mieszkasz? – Pytał dalej niezrażony oschłym tonem moich wypowiedzi. Machnęłam ręką, w jako-tako odpowiednim kierunku.
-Mam trochę w przeciwnym kierunku, ale z przyjemnością cię odprowadzę.-Stwierdził chłopak z szerokim uśmiechem i ruszył do przodu. Koniec końców podreptałam za nim, bo czy miałam inny wybór? W sumie, to całkiem sympatyczny z niego gość…
-A, co w tym przyjemnego?- Zapytałam. Spojrzał na mnie dziwnie, ale po chwili jego oczy błysnęły zrozumieniem.
-Jesteś inna, niż reszta dziewczyn… Taka… Normalniejsza!- Roześmiał się cicho.
-No dzięki!- Zawołałam z udawanym oburzeniem-A one, co, nienormalne!?
-Plastikowe- Stwierdził ze śmiertelną powagą. Tym razem, to ja nie mogłam wytrzymać ze śmiechu. Pół godziny przegadaliśmy o wszystkim i o niczym. Nim się obejrzałam, staliśmy pod bramą mojego domu.
-A tak w ogóle, podasz mi plan lekcji? Też jesteś w Ia, nie? -Poprosił na koniec.
-Spoko, nie ma sprawy… A dlaczego cię nie było jak nauczycielka rozdawała?- Zapytałam wyciągając zeszyt z torby.
-Czasami… Chodzę własnymi drogami…- Chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
-Nie będę wnikać… Stwierdziłam robiąc zdjęcie rozkładowi.

  Pomachałam na pożegnanie przez ogród i zamknęłam drzwi. Z ulgą rzuciłam buty gdzieś w kąt i zajrzałam do kuchni. Rodziców nie było tak, jak rano zapowiedzieli, ale na stole leżała kartka.
,,Żeberka w lodówce, wrócimy w nocy, Mama”
 Nie byłam głodna, ale sprawdziłam dla pewności i zawlekłam swój tyłek na górę. Zahaczyłam tylko o mój pokój, aby zmienić sukienkę na luźne dresy i rozstawiłam drabinę. Maciej pewnie siedział na strychu, bo w pokoju nie było po nim śladu. Odrzuciłam go studiującego dziennik, który poprzedniego dnia zostawiłam otwarty.
- I co, wymyśliłeś coś?- Zapytałam siadając obok.
-Nic, westchnął chłopak spoglądając na mnie smutno. –A jak w szkole?
-Ujdzie- Stwierdziłam- Prawie nikt się mną nie zainteresował, tylko jakiś Kamil, ale wydaje się być spoko…
-No widzisz- Uśmiechnął się Maciej- I po co ci było się tak stresować?
-Cichaj tam- ofuknęłam go z rozbawieniem-Jutro też jest szkoła… I to już bez biletu ulgowego…

 Byłam w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nie widziałam nawet własnego nosa, dopiero gdy mój wzrok przyzwyczaił się do mroku, zobaczyłam mały, jasny kwadracik. Ruszyłam w jego stronę szybkim krokiem. Podłoże ciamkało mi pod trampkami, gdy przyspieszałam. Robiło się coraz jaśniej, a ja zaczęłam biec, czując lęk, jakby coś mnie goniło. Nagle zrozumiałam, że ów kwadracik to tak naprawdę drzwi, a lepka maź w którą z każdym krokiem zapadam się coraz bardziej to krew. Moje przerażenie sięgnęło zenitu, gdy wpadłam po pas w błotnistą ciecz. Zabulgotało, zasyczało i wszędzie zaczęły się pojawiać różne postacie. Wszyscy znajomi-rodzina,  sąsiedzi, nauczycieli- w wersji zombistycznej* zbliżali się do mnie powoli. Gdzieś po lewej stronie powstało zamieszanie. Maciej i Kamil przedzierali się przez tłum zakrwawionych trupów. Już prawie udało mi się złapać ich wyciągnięte doi mnie ręce, gdy czerwona maź pochłonęła mnie całkowicie.

 Obudziłam się zlana potem. W mroku  majaczyły sylwetki mebli i różnych przedmiotów. Usiadłam w pościeli i zapaliłam lampkę nocną. Zegar ścienny wskazywał trzecią w nocy. Rozejrzałam  się po pokoju i napotkałam  spojrzenie Maćka
- Co jest? – zapytał zaspanym głosem .
-Nic.. Ja… Myślisz, że koszmary się spełniają?
Chłopak sapnął ze zdumieniem i momentalnie się wyprostował.
-Co ci się śniło?
Opisałam jak najdokładniej wizję sprzed chwili. Milczał przez chwilę i powiedział cicho:
-Wiesz co mi to przypomniało?
Spojrzałam na niego pytająco.
-Te słowa z… ciemności… tego… niebytu. Pamiętasz?
-Gdy widmo wojny… - Pokiwałam głową.
-Tak się zajęliśmy tamtą przepowiednią, że zapomnieliśmy o tej – zauważył  chłopak.
-Czekaj, czekaj… Przyjmując, że… martwi zaczną zmartwychwstawać przed wojną… to… O Boże! –otworzyłam oczy z przerażeniem.  Mój świat się właśnie zawalił. W dzieciństwie bardzo się tego bałam… Teraz ujawniły się moje najskrytsze lęki… Coś czego bałam się przez całe życie, właśnie nadchodziło, nie mogłam nic z tym zrobić. Miałam wrażenie, że zaraz pobiegnę przez ulicę do rodziców. Moje emocje chyba nieźle widać na zewnątrz, bo Maciej popatrzył na mnie ze współczuciem .
-Zareagowałem podobnie…- powiedział cicho- Ale może jeszcze dużo czasu minąć… -dodał nieco weselej
-Może… - powtórzyłam tępo.
-Idź spać, bo jutro nie wstaniesz… Pamiętaj, że jutro masz szkołę!
-I tak nie zasnę – stwierdziłam, ale wyłączyłam lampkę. Mimo złych  przeczuć odpłynęłam przy pierwszym przyłożeniu głowy do poduszki.


-Kochanie wstawaj… - udało mi się otworzyć oczy i zobaczyłam mamę podnoszącą rolety na oknie. Uśmiechnęła się do mnie:
-Śniadanie na stole- powiedziała i wyszła z pokoju ostrożnie zamykając drzwi. Opadłam z powrotem na poduszki i spojrzałam w górę, prosto na Maćka.
-Nie chce iść… - stwierdziłam cicho.
- Ale musisz – odparł z uśmiechem, delikatnie stając na podłodze
-Masz rację – potwierdziłam odrzucając energicznie kołdrę i wyskoczyłam z łóżka. Dobrze, że poprzedniego dnia odsunęłam kartony pod ścianę, bo miałabym bliskie spotkanie trzeciego stopnia z drewnianą podłogą.
-Magicznym sposobem przywróciłeś  mi humor wymawiając dwa słowa! –rzuciłam wychodząc do łazienki z ubraniami w ręce.

-Wzięłaś kanapki? –z kuchni dobiegł mnie głos mamy
-Tak! – odkrzyknęłam w głąb domu  i wyszłam na dwór. Było nawet ciepło, całe szczęście, bo miałam tylko bluzę, a nie kurtkę. Przy furtce odwróciłam się jeszcze i spojrzałam w górę, dłonią osłaniając oczy przed słońcem. W okienku na strychu dostrzegłam zarys postaci, pomachałam, a gdy mi odmachała, otworzyłam  furtkę. Ciekawe dlaczego nie chciał iść ze mną… Może się boi, że ktoś go zobaczy… Albo nie chce wiedzieć, jak zmienił się ten świat…? Pogrążona w rozmyślaniach dotarłam do szkoły, przy wejściu znów ogarnął mnie strach… Przed czym? Chyba przed ludźmi… Wzięłam głęboki oddech i popchnęłam ciężkie skrzydło. Gdy się uchyliło uderzyła we mnie symfonia dźwięków ze szkolnego korytarza. Wrzaski, śmiechy, rozmowy… Inny świat. Weszłam do środka i ze spuszczoną głową ruszyłam do sali chemicznej, trzeba było przejść pod tymi badawczymi, oceniającymi spojrzeniami. Brrr… Okropność. Kiedy dotarłam do celu, wydało mi się, że mogę odetchnąć z ulgą. Nie było mi to jednak dane, bo w tej samej chwili poczułam czyjeś ręce na mojej talii.



Puf! No to mamy rozdział, trochę dłuższy, bo wcześniej nie było :) Julcia, dzięki za komputer :*  Żaba, wstydź się... Kontynuacja prawdopodobnie w środę :3  

*Nie ma takiego słowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz