,,-Nie ma za co-Odparł z uśmiechem-A tak w ogóle to Kamil jestem.
-Zuza-Darowałam sobie komentarz o innym imieniu i powoli ruszyłam do wyjścia. Cóż, nie zapowiadało się na to, żebym szła sama…
-Przeprowadziłaś się tutaj niedawno, co nie?- Hm… Na zbytnią ciszę też nie mogłam liczyć"
-Tak
jakby…- Mruknęłam niechętnie, otwierając drzwi. Nie chodziło mi o to, że nie
chciałam z nim gadać, tylko bałam się, że zaraz wykręci mi jakiś numer.
Przyspieszyłam kroku, ale chłopak chyba nie miał zamiaru odpuszczać.
-Gdzie
mieszkasz? – Pytał dalej niezrażony oschłym tonem moich wypowiedzi. Machnęłam
ręką, w jako-tako odpowiednim kierunku.
-Mam
trochę w przeciwnym kierunku, ale z przyjemnością cię odprowadzę.-Stwierdził
chłopak z szerokim uśmiechem i ruszył do przodu. Koniec końców podreptałam za
nim, bo czy miałam inny wybór? W sumie, to całkiem sympatyczny z niego gość…
-A, co w
tym przyjemnego?- Zapytałam. Spojrzał na mnie dziwnie, ale po chwili jego oczy
błysnęły zrozumieniem.
-Jesteś
inna, niż reszta dziewczyn… Taka… Normalniejsza!- Roześmiał się cicho.
-No
dzięki!- Zawołałam z udawanym oburzeniem-A one, co, nienormalne!?
-Plastikowe-
Stwierdził ze śmiertelną powagą. Tym razem, to ja nie mogłam wytrzymać ze
śmiechu. Pół godziny przegadaliśmy o wszystkim i o niczym. Nim się obejrzałam,
staliśmy pod bramą mojego domu.
-A tak w
ogóle, podasz mi plan lekcji? Też jesteś w Ia, nie? -Poprosił na koniec.
-Spoko,
nie ma sprawy… A dlaczego cię nie było jak nauczycielka rozdawała?- Zapytałam
wyciągając zeszyt z torby.
-Czasami…
Chodzę własnymi drogami…- Chłopak uśmiechnął się zawadiacko.
-Nie
będę wnikać… Stwierdziłam robiąc zdjęcie rozkładowi.
Pomachałam na pożegnanie przez ogród i
zamknęłam drzwi. Z ulgą rzuciłam buty gdzieś w kąt i zajrzałam do kuchni.
Rodziców nie było tak, jak rano zapowiedzieli, ale na stole leżała kartka.
,,Żeberka w
lodówce, wrócimy w nocy, Mama”
Nie byłam głodna, ale sprawdziłam dla pewności
i zawlekłam swój tyłek na górę. Zahaczyłam tylko o mój pokój, aby zmienić
sukienkę na luźne dresy i rozstawiłam drabinę. Maciej pewnie siedział na
strychu, bo w pokoju nie było po nim śladu. Odrzuciłam go studiującego
dziennik, który poprzedniego dnia zostawiłam otwarty.
- I co,
wymyśliłeś coś?- Zapytałam siadając obok.
-Nic,
westchnął chłopak spoglądając na mnie smutno. –A jak w szkole?
-Ujdzie-
Stwierdziłam- Prawie nikt się mną nie zainteresował, tylko jakiś Kamil, ale
wydaje się być spoko…
-No
widzisz- Uśmiechnął się Maciej- I po co ci było się tak stresować?
-Cichaj
tam- ofuknęłam go z rozbawieniem-Jutro też jest szkoła… I to już bez biletu
ulgowego…
Byłam w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Nie
widziałam nawet własnego nosa, dopiero gdy mój wzrok przyzwyczaił się do mroku,
zobaczyłam mały, jasny kwadracik. Ruszyłam w jego stronę szybkim krokiem.
Podłoże ciamkało mi pod trampkami, gdy przyspieszałam. Robiło się coraz
jaśniej, a ja zaczęłam biec, czując lęk, jakby coś mnie goniło. Nagle
zrozumiałam, że ów kwadracik to tak naprawdę drzwi, a lepka maź w którą z
każdym krokiem zapadam się coraz bardziej to krew. Moje przerażenie sięgnęło
zenitu, gdy wpadłam po pas w błotnistą ciecz. Zabulgotało, zasyczało i wszędzie
zaczęły się pojawiać różne postacie. Wszyscy znajomi-rodzina, sąsiedzi, nauczycieli- w wersji zombistycznej* zbliżali się do mnie powoli. Gdzieś po lewej stronie powstało zamieszanie.
Maciej i Kamil przedzierali się przez tłum zakrwawionych trupów. Już prawie
udało mi się złapać ich wyciągnięte doi mnie ręce, gdy czerwona maź pochłonęła
mnie całkowicie.
Obudziłam się zlana potem. W mroku majaczyły sylwetki mebli i różnych
przedmiotów. Usiadłam w pościeli i zapaliłam lampkę nocną. Zegar ścienny
wskazywał trzecią w nocy. Rozejrzałam
się po pokoju i napotkałam
spojrzenie Maćka
- Co
jest? – zapytał zaspanym głosem .
-Nic..
Ja… Myślisz, że koszmary się spełniają?
Chłopak
sapnął ze zdumieniem i momentalnie się wyprostował.
-Co ci
się śniło?
Opisałam
jak najdokładniej wizję sprzed chwili. Milczał przez chwilę i powiedział cicho:
-Wiesz
co mi to przypomniało?
Spojrzałam
na niego pytająco.
-Te
słowa z… ciemności… tego… niebytu. Pamiętasz?
-Gdy
widmo wojny… - Pokiwałam głową.
-Tak się
zajęliśmy tamtą przepowiednią, że zapomnieliśmy o tej – zauważył chłopak.
-Czekaj,
czekaj… Przyjmując, że… martwi zaczną zmartwychwstawać przed wojną… to… O Boże!
–otworzyłam oczy z przerażeniem. Mój
świat się właśnie zawalił. W dzieciństwie bardzo się tego bałam… Teraz ujawniły
się moje najskrytsze lęki… Coś czego bałam się przez całe życie, właśnie
nadchodziło, nie mogłam nic z tym zrobić. Miałam wrażenie, że zaraz pobiegnę
przez ulicę do rodziców. Moje emocje chyba nieźle widać na zewnątrz, bo Maciej
popatrzył na mnie ze współczuciem .
-Zareagowałem
podobnie…- powiedział cicho- Ale może jeszcze dużo czasu minąć… -dodał nieco
weselej
-Może… -
powtórzyłam tępo.
-Idź
spać, bo jutro nie wstaniesz… Pamiętaj, że jutro masz szkołę!
-I tak
nie zasnę – stwierdziłam, ale wyłączyłam lampkę. Mimo złych przeczuć odpłynęłam przy pierwszym
przyłożeniu głowy do poduszki.
-Kochanie
wstawaj… - udało mi się otworzyć oczy i zobaczyłam mamę podnoszącą rolety na
oknie. Uśmiechnęła się do mnie:
-Śniadanie
na stole- powiedziała i wyszła z pokoju ostrożnie zamykając drzwi. Opadłam z
powrotem na poduszki i spojrzałam w górę, prosto na Maćka.
-Nie
chce iść… - stwierdziłam cicho.
- Ale
musisz – odparł z uśmiechem, delikatnie stając na podłodze
-Masz
rację – potwierdziłam odrzucając energicznie kołdrę i wyskoczyłam z łóżka.
Dobrze, że poprzedniego dnia odsunęłam kartony pod ścianę, bo miałabym bliskie
spotkanie trzeciego stopnia z drewnianą podłogą.
-Magicznym
sposobem przywróciłeś mi humor
wymawiając dwa słowa! –rzuciłam wychodząc do łazienki z ubraniami w ręce.
-Wzięłaś
kanapki? –z kuchni dobiegł mnie głos mamy
-Tak! –
odkrzyknęłam w głąb domu i wyszłam na
dwór. Było nawet ciepło, całe szczęście, bo miałam tylko bluzę, a nie kurtkę.
Przy furtce odwróciłam się jeszcze i spojrzałam w górę, dłonią osłaniając oczy
przed słońcem. W okienku na strychu dostrzegłam zarys postaci, pomachałam, a
gdy mi odmachała, otworzyłam furtkę.
Ciekawe dlaczego nie chciał iść ze mną… Może się boi, że ktoś go zobaczy… Albo
nie chce wiedzieć, jak zmienił się ten świat…? Pogrążona w rozmyślaniach
dotarłam do szkoły, przy wejściu znów ogarnął mnie strach… Przed czym? Chyba
przed ludźmi… Wzięłam głęboki oddech i popchnęłam ciężkie skrzydło. Gdy się
uchyliło uderzyła we mnie symfonia dźwięków ze szkolnego korytarza. Wrzaski,
śmiechy, rozmowy… Inny świat. Weszłam do środka i ze spuszczoną głową ruszyłam
do sali chemicznej, trzeba było przejść pod tymi badawczymi, oceniającymi
spojrzeniami. Brrr… Okropność. Kiedy dotarłam do celu, wydało mi się, że mogę
odetchnąć z ulgą. Nie było mi to jednak dane, bo w tej samej chwili poczułam
czyjeś ręce na mojej talii.
Puf! No to mamy rozdział, trochę dłuższy, bo wcześniej nie było :) Julcia, dzięki za komputer :* Żaba, wstydź się... Kontynuacja prawdopodobnie w środę :3
*Nie ma takiego słowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz