niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 7

,,Szczególnie zwróciła moją uwagę jedna ze stron, która była grubsza, niż pozostałe. Wzięłam cieniutką deseczkę, prawie, że grubości linijki, która leżała gdzieś w kącie, i rozdwoiłam róg papieru. Rozłożyła się na dwie dodatkowe kartki na których było napisanie tylko jedno, znajome zdanie."

                                                                   
                                     ,,Martwi wojownicy powrócą pod żywych chorągwie"




Westchnęłam z irytacją i zatrzasnęłam książkę z siłą, od której uniosły się kłębki kurzu.                            -Ale dużo to wyjaśniło… – Westchnęłam zawiedziona                                                                                                            -Skoro tak często się powtarza, to chyba musi mieć jakieś głębsze znaczenie, nie sądzisz? – Zauważył Maciej ze stoickim spokojem.                                                                                                                                                         -Może masz racje… - Odparłam cicho patrząc w górę starając się opanować.                                                               - Skoro chcemy  wyjaśnienia, musimy je sobie „wziąć ” , nikt nam go nie podetknie pod nos .- Chłopak snuł dalej swoje rozważania . Chcąc nie chcąc musiałam mu przyznać racje. Sięgnęłam po dziennik który wcześniej odłożyłam na podłogę. I otworzyłam na stronie z Przepowiednią Tęgoborską. Szperając po zakamarkach własnej pamięci, starałam przypomnieć sobie co mówiła o niej nauczycielka. Nic, totalna pustka.                                                                                                                                              - Pamiętaj tylko, że spełniła się tylko kilka pierwszych zwrotek . – Jęknęłam – Ale..! Internet też potrafi być pomocny – Przypomniałam sobie wyciągając telefon. Dobrze, że poprzedniej nocy udała mi się podłączyć router. Szybko wystukałam pytanie i pobieżnie przejrzałam  wyniki. Kliknęłam w najbardziej sensownie wyglądający link, ale nawet tam nie było nic ciekawego. Dopiero komę tarze mnie zaciekawiły.                                                                                                                                                                          - Do piątej zwrotki jest mowa o dwóch wojnach światowych. A potem…. Hmm… „Północ wschodem będzie zagrożona „. Putin od dawna już coś kombinuje, ale żeby aż tak…?                                                                         - Kto to jest? – Zapytał chłopak patrząc przez ramie na ekran telefonu.                                                                               - Teraźniejszy prezydent Rosji .- Wyjaśniłam.- Wyszukałam mapę Europy i mu ją pokazałam.                                 - Przyjrzyj się. Sama wróciłam do papierowej wersji wiersza. Bez skutku. –Pożyjemy, zobaczymy stwierdziłam zamykając książkę, tym razem już delikatniej. – Nie umiem tego ogarnąć. Może później…- Ziewnęłam                                                                                                                                                                 -Może lepiej idź spać - Odparł Maciej z lekkim rozbawieniem. -Racja… Branoc – Stwierdziłam i z zaskoczeniem spojrzałam w ciemności za oknem. Było już chyba po północy, jakim cudem ? Zeszłam na dół i padłam na łóżko jak nie przytomna .                                                                                                         -Masz szczęście, że nie zamierzam się dzisiaj przebierać … - Mruknęłam ledwo przytomna do lewitującego dwa metry dalej chłopaka i odpłynęłam do krainy Morfeusza.

               Obudziło mnie delikatnie potrząsanie za ramię. Otworzyłam oczy i oślepiła mnie jasność zza okna. Kiedy już się do niej przyzwyczaiłam zobaczyłam moją uśmiechniętą mamę.                                                   -Wstawaj kocie zaraz obiad. Co ty tak długo robiłaś, że jeszcze śpisz ? -Wyszła z pokoju a ja spojrzałam na zegarek i osłupiałam. Była prawie druga po południe, mój nowy rekord!  Zapach kotletów wywabił mnie z łóżka. Z pół zamkniętymi oczami wylazłam z pod kołdry i wpadłam prosto w kartony z ubraniami. Nawet nie chciała mi się ich podnosić. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Macieja lewitującego w pozycji leżącej pod sufitem. -Wstawaj Parufko jak można tyle spać ? -Łatwo ci mówić ty nie jesteś tak cholernie zmęczony… Chociaż w sumie zarywanie nocek nigdy mi nie szkodziło… - Zamyśliłam się. Udało mi się w końcu stanąć na własne nogi, zgarniając przy okazji pierwsze lepsze ubrania z ziemii. Już położyłam rękę na klamce, ale w ostatniej chwili jeszcze się odwróciłam .                                 - Biada jeśli chociaż pomyślisz o wejściu do łazienki !- Warknęłam patrząc groźnie na chłopaka. Z kpiącym śmiechem uniósł ręce w obronnym geście.                                                                                                          -Nawet nie miałem takiego zamiaru…                                                                                                                                    Rzuciłam mu mordercze spojrzenie i wyszłam z pokoju. Myjąc zęby uświadomiłam sobie coś okropnego… Pojutrze zaczyna się rok szkolny w nowym mieście…
-Pamiętaj, zachowuj się i bądź grzeczna!- Powtórzył po raz setny mój tata, gdy wysiadałam z samochodu.
-Dobra, dam sobie radę!- Zawołałam – Nie wysadzę szkoły w rozpoczęcie roku szkolnego-Mruknęłam do siebie. Stojąc przed dużymi, dwuskrzydłowymi wrotami, pożałowałam chwili, w której kazałam zostać Maciejowi w domu. Co, jak co, ale razem byłoby raźniej… Ostrożnie przekroczyłam próg i rozejrzałam się po hollu. Wszędzie stały małe grupki gimnazjalistów witających się po wakacjach i porównujących stroje. Przemknęłam pod ścianą, aż do sali gimnastycznej, w której miała odbyć się uroczystość i zajęłam wyznaczone miejsce. Na szczęście nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi. Prawie. Podczas przemówienia dyrektora zdałam sobie sprawę, że ktoś mnie obserwuje. Kilka rzędów dalej siedział jakiś chłopak z ciemnymi włosami wyglądającymi jakby je zwiał suszarką w jedną stronę i się na mnie perfidnie gapił. Kiedy na niego spojrzałam, wytrzymał jeszcze chwilę, po czym się odwrócił. Wyglądał jakby miał padaczkę, cały się trząsł, a mi dopiero po chwili przyszło do głowy, że on po prostu powstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Oryginalne, nie powiem… Po całej tej ceremonii, która była, delikatnie mówiąc, lekko przynudna, wszyscy wysypali się na korytarz, aby chwile jeszcze pogawędzić przed przyjściem nauczycieli i rozdaniem planów lekcji. Dzięki Bogu, że wcześniej dostałam papiery z informacjami o rozkładzie klas itd., bo w życiu nie zrozumiałabym, gdzie mam iść. Nagle poczułam, że moja czapka traci kontakt z głową. Chłopak z sali właśnie znikał w podskokach gdzieś na końcu korytarza, z baseballówką ledwo utrzymującą się na roztrzepanych włosach. Nauczona doświadczeniem, już się z nią pożegnałam i z nieco popsutym humorem stanęłam pod ścianą. Na szczęście obyło się bez dalszych incydentów i w miarę spokojnie weszliśmy do klasy. Jakieś dwadzieścia osób rzuciło się, żeby zając swoje ulubione miejsca. Odczekałam chwilę i wślizgnęłam się na jedno z krzeseł w wolnej ławce. Jak na razie, jedynym plusem, (ale za to ogromnym), było to, że wychowawczyni darowała sobie przedstawianie mnie publicznie całej klasie. Szybko rozdała rozkłady zajęć i rozpoczęła się dyskusja o wakacyjnych wyjazdach. Najwyraźniej wszyscy się tutaj doskonale znali…
   W końcu rozległ się dzwonek. Chwyciłam torbę i powoli, jako ostatnia wyszłam z klasy. Z odrobinę ponurym nastrojem skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych
-Zwracam własność- Usłyszałam gdzieś z tyłu i nagle widok przysłonił mi daszek mojej czapki. Poprawiłam ją szybko, odwróciłam się i zamarłam. Dwa kroki przede mną stał szeroko uśmiechnięty ,,Chłopak z sali”. Po raz pierwszy miałam okazję przyjrzeć mu się z bliska. Nie był tak wysoki, jak mi się wcześniej zdawało, niewiele większy ode mnie, miał może trochę ponad metr siedemdziesiąt… I takie miłe, brązowe oczy, aż samoistnie wzbudzały zaufanie. Trochę speszona spuściłam wzrok i wyjąkałam coś w rodzaju:
-Eee, dzięki…
-Nie ma za co-Odparł z uśmiechem-A tak w ogóle to Kamil jestem.
-Zuza-Darowałam sobie komentarz o innym imieniu i powoli ruszyłam do wyjścia. Cóż, nie zapowiadało się na to, żebym szła sama…
-Przeprowadziłaś się tutaj niedawno, co nie?- Hm… Na zbytnią ciszę też nie mogłam liczyć


Da-dam! Mamy 6 rozdział <3 Szczególne dziękuję Ci Żaba, za przepisanie go dla mnie z zeszytu na komputer <3 Cała kochana reszta: proście Żabę, żeby zgodziła się to samo zrobić z następnym, bo już mam połowę,ale w zeszycie :P Jeśli będzie łaskawa przepisać, to kontynuacja pojawi się w środę :*


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz