czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 10

,,Chlasnęłam go drugi raz i odeszłam . Za sobą słyszałam ciche szepty , ale nad nie wszystkie wybił się jeden:
-Niezła jest..."

 -Później, gdy Kamil pytał gdzie byłam, odpowiedziałam, że poszłam do łazienki umyć ręce upaprane korektorem-Zakończyłam
Maciek popatrzył na mnie milcząc
-Wiesz, że to ich nie powstrzyma, tylko rozjuszy…? -Odezwał się po dłuższej chwili.
-No właśnie wiem.- Jęknęłam opatulając się kołdrą pod szyję. Siedzieliśmy u mnie w pokoju odkąd okazało się, że strych nie jest tak –wodo i –deszczo szczelny jak się to wcześniej wydawało.
-Nie powinnam była tak robić… Poniosło mnie… No, ale cóż, zobaczymy jak to będzie. A schodząc na inny temat, chciałbyś iść ze mną jutro do szkoły?
Chłopak popatrzył na mnie zaskoczony.
-Po co?- Zapytał. Otworzyłam usta, ale nie wiedziałam co odpowiedzieć Dopiero po chwili wyjaśniłam z lekkim wahaniem.
-No bo… Po prostu czuje się pewniej mimo świadomości, ze i tak nic nie będziesz mógł zrobić- jakkolwiek to nie brzmi- Zaśmiałam się ponuro.
-Dużo rzeczy mogę zrobić, po prostu tobie i tak to nie pomoże- Roześmiał się Maciek.
-Psychicznie? Owszem, pomoże.- Stwierdziłam wstając z łóżka- A w -razie czego, podszepniesz mi co mogę zrobić.

Głupi budzik. Po raz kolejny przez niego obudziłam się na podłodze. Chcąc- nie chcąc i tak musiałam z niej wstać, bo nie dosięgałam szafki nocnej. Podniosłam się z kołdrą na ramionach i zrzuciłam zegarek na podłogę. Rozbiła się szybka, oj, jaka szkoda. I tak musiałam kupić nowy z mniej denerwującym dźwiękiem. Nie miałam siły nawet oczu dobrze otworzyć. Nie chciało mi się nic, ale wiedziałam, że nie mogę sobie odpuścić dzisiejszego dnia… Coś miało się wydarzyć, czułam to.


-Nie sądziłem, że to wszystko się tak bardzo zmieni… Te wszystkie… pojazdy i cała masa technologii… kiedyś tego nie było… -Mruczał Maciek po drodze.
-No właśnie ,,kiedyś”- Stwierdziłam rezolutnie, kopiąc przed sobą kamień. Po którymś kopniaku z kolei wpadł w wielką kałuże z której nie chciało mi się go wyciągać, więc podniosłam wzrok i spojrzałam na bloki przesłaniające horyzont. ,,Kiedyś,, ich nie było… pewnie rósł tam las, albo rolnicy uprawiali swoje pola… Nawet w czasie deszczu wszystko było piękne, zielone, orzeźwiające, a teraz…? Jest szaro, przygnębiająco i mokro. 
-Może jednak lepiej było zostać w domu…- Burknęłam zakładając kaptur, znowu zaczynało padać…
-Nie ,,lepiej”, bo wtedy bym cię nie spotkał!- Usłyszałam za sobą. Nie musiałam się odwracać, wiedziałam, że to Kamil, ten charakterystyczny głos mogłabym poznać wszędzie.
-Powiedz mi, skąd ty bierzesz te teksty?- Zapytałam patrząc pod nogi.
- A co, takie fajne?- Zaśmiał się doganiając mnie truchtem.
-Chcesz pracować jako misjonarz?- Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem
-Co?
-Bo twoje żarty są tak suche, że pół Afryki byś wykarmił…
-Tak, a ty resztę!- Ktoś tutaj dostał głupawki…
-Wiesz, powtórzę się: ,,Twoje żarty są suche,,- Nastrój zaczął mi się udzielać
-Jak pięty Mojżesza!- Tego już było za wiele, zaczęłam się śmiać jak psychiczna, no, nie tylko ja. Kamil z zamkniętymi oczami chodził wężykiem po całym chodniku, a Maciek zwijał się w powietrzu, jakby coś go bolało.
-Ej, zaraz się spóźnimy do szkoły…- Wysapałam, próbując złapać oddech. Kamil też się trochę uspokoił i spojrzał na zegarek.
-Mamy 15 minut, szybko!- Rzucił się  biegiem do przodu rozpryskując kałuże na wszystkie strony. Spojrzałam rozbawiona na Macieja, a on wyszczerzył się do mnie i ruszył za Kamilem. Zostałam sama i ze śmiechem patrzyłam na biegnących chłopaków, poprawiłam plecak na plecach i podążyłam za nimi.

Chemia. Najnudniejszy przedmiot w szkole, jaki istnieje. W dodatku, kiedy ty wszystko rozumiesz, a najsenniejszy nauczyciel świata każe powtarzać wszystko po pisiont razy. Pan Eleven*  od piętnastu minut pytał jednego ucznia, a cała reszta praktycznie spała. Kamil leżał na ławce z głową w ramionach, ja wpół śpiąc patrzyłam na Macieja, który leżał na biurku nauczycielskim i gapił się tępo w sufit. Szumiący deszcz słyszalny przez jedno, jedyne, uchylone okno, dopełniał obrazu śpiączki. Przenosząc wzrok na szyby, po których wartko płynęły strugi wody, pomyślałam, że dzisiaj na przerwach raczej będziemy mogli zostać w budynku… Zazwyczaj  nauczyciele dyżurujący wszystkich wyganiali na zewnątrz, ale, tym razem chyba zrobią wyjątek…
      Zacinający się dzwonek bez ostrzeżenia zadzwonił na korytarzu wyrywając nas z stanu przypominającego drzemkę. Nie było tak, jak po innych lekcjach, nikt nie rzucił się do drzwi z przygotowanym wcześniej plecakiem. Wszyscy przecierali oczy, leniwie zamykali zeszyty, lub dopiero się budzili. Szturchnęłam Kamila przysypiającego na ławce i sama zaczęłam się pakować. Kątem oka zauważyłam jak Maciej zeskakuje z biurka i kieruje się w naszą stronę. Kiedy wstałam z zapiętym plecakiem, stał już przy naszej ławce.
-Zapomniałem, że to wszystko może być takie nudne…- W odpowiedzi uśmiechnęłam się ukradkiem i mrugnęłam do niego. Dobrze, że się nie zapomniałam i nie zaczęłam normalnie mówić, bo ktoś mógłby coś zauważyć. Zasunęłam krzesło i ruszyłam za chłopakami ku wyjściu z sali.
-Idę po rzeczy, widzimy się pod klasą!- Kamil pomachał mi i zniknął w tłumie. Odwróciłam się z zamiarem przebicia się przez tłum do własnej szafki, ale drogę zastąpiły mi dwie dziewczyny




*To nie ma żadnego związku z samą jego postacią, po prostu oglądałam u  niego FNAF’a podczas pisania tej części rozdziału i zastanawiałam się jakie dać nazwisko nauczycielowi  XD

Nie było komentarzy, no ale cóż... Może to zachęci was do udzielania się tutaj ;-;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz